środa, 18 września 2013

032. To już jest koniec.

Koniec nie zawsze oznacza nowy początek. Koniec to po prostu koniec i nic więcej. Mawiają, że gdy coś się kończy coś innego się zaczyna i generalnie jasne mogę się z tym zgodzić, ale nie w tym przypadku. Kończę coś bo powinnam to zrobić dawno; bo nie czuję już tego; bo nie chcę już przy tym trwać. Wena pojawia się i znika, czasami uda napisać mi się trzy złożone zdania niemające ze sobą wiele wspólnego, czasami zapisuję całą stronę, ale to też nie ma sensu, dlatego czas się rozstać. Miło mi się żyło w tej społeczności i dziękuję za wszelkie kontakty jakie tutaj nawiązałam, kilka osób na pewno nie zapomnę. Oczywiście kończąc pisanie, kończę też czytanie, teraz zostaje mi tylko moje realne życie; moja matura; moje rozterki; słabości, radości i życie towarzyskie oraz szkolne i jest mi z tym kurewsko dobrze. 

Dziękuję za wszytko i pozdrawiam : ).
Zostawiam po sobie tylko skończone opowiadania:

Wojtek, Ramona

Antonin, Antonina

Winiarski, Kubiak, Bartman, Kadziewicz, Wrona, Kosok + skoczek Velta


poniedziałek, 2 września 2013

031. Zawsze można coś zniszczyć.

Wiecie jak to jest kochać kogoś tak bardzo, że to aż boli? Nie wiecie, to dobrze... dobrze dla was, bo ja wiem. Wiecie, znam go już od dawna, kiedyś bawiliśmy się w jednej piaskownicy - budowaliśmy zamki z piasku, naparzaliśmy się łopatkami i sypaliśmy sobie piaskiem w oczy, później siedzieliśmy w jednej ławce - razem ściągaliśmy, wymienialiśmy się sprawdzianami i przeszkadzaliśmy nauczycielom, a następnie szaleliśmy na imprezach w granicach rozsądku, jeszcze później ja siadałam na trybunach zaciskając kciuki, a on latał za mikasą jakby nic innego nie istniało. Zawsze mówił, że jestem jego najwierniejszą fanką - pewnie dlatego, że wydzierałam się jak głupia i potrafiłam się rozpłakać po każdej udanej akcji przeciwnego zespołu. Zawsze też miałam koszulkę z jego nazwiskiem, albo taką którą podarował mi na jakieś urodziny z jego zdjęciem. Wtedy też powiedział, że to jest symbol naszej wiecznej przyjaźni, której nic ani nikt nie rozdzieli, a ja mu wierzyłam - nie dlatego, że powinnam ale dlatego, że chciałam. No i wiecie, ufałam mu jak nikomu innemu; był dla mnie jak brat przynajmniej do kiedy skończyłam dwanaście lat, bo później zakochałam się w nim tak bez powodu i chyba nawet tego nie chciałam, dlatego to ukrywałam. Byłam przekonana, że to uczucie minie szybciej niż się pojawiło, ale się myliłam, gdyż mam prawie trzydzieści lat i nadal darzę go miłością.

Generalnie nieodwzajemnione uczucia bolą, a takie o które nie można walczyć bo to zwyczajnie nie gra roli - bolą podwójnie. No więc żyłam sobie z całym tym moim bólem, nosiłam uśmiech na ustach, a gdy siadałam przy jednym stole z jego rodziną na co dwutygodniowych spotkankach w czwartek wtedy udawałam, że jestem szczęśliwa patrząc na nich i to jak się kochają. Generalnie może i bym o niego walczyła, ale nie mogłam. Chciałam, ale nie mogłam. Chciałam bo po prostu było to moją zachcianką od dawien dawna, ale nie mogłam gdyż on miał żonę i syna, i może gdyby nie syn wpakowałabym się z nim w jakiś romans, ale tu chodziło jeszcze o dziecko; o niewinną istotę, która powinna mieć szczęśliwe dzieciństwo i dwoje nieskłóconych rodziców. Byłam rozdarta, ale wiedziałam co mam, a czego niestety nie mam i nie miałam jego.

On przychodził do mnie zawsze gdy się z nią pokłócił, nie ważne czy chodziło o jego pięciominutowe spóźnienie, zostawienie brudnych skarpetek w sypialni czy zapomnienie o kupieniu kwiatów na rocznicę. Zawsze przychodził do mnie, żalił się, siadał ze mną na szerokim parapecie w salonie i mówił: Zośka przynieś papierosy i płytę. Wtedy spełniałam jego prośbę, leciałam do sypialni po paczkę Djarumów, wkładałam do odtwarzacza płytę Dżemu i milczałam zaciągając się wiśniową fajką i trzymając dłoń na jego ramieniu. Później gdy mijała co najmniej godzina, wstawałam bez słowa i szłam do kuchni piec babeczki czekoladowe, a on przychodził i siadał przy stole po czym uśmiechał się tak, że traciłam zdolności oddechowe, a moje kolana wypełniały się watą i trudno było mi ustać. A gdy już podawałam gotowe wypieki wtedy znowu mówił, że mnie cholernie kocha i naprawdę nie wie co by beze mnie zrobił, a ja chciałam to słyszeć częściej i zaczynałam uciekać w swoje imaginacje. Zmęczony kładł się na mojej kanapie, albo zabierał kluczyki z komody w korytarzu i jechał do domu udobruchać ukochaną, a ja wtedy zostawałam znowu sama.

Kiedyś rozmawialiśmy na temat mojego ubogiego życia miłosnego, ale on nie wiedział, że je blokuje i się nie dowiedział. Generalnie nie miałam ochoty mu o tym wspominać, bo nie było o czym mówić. On nie musiał wszystkiego wiedzieć, a ja nie musiałam mu się spowiadać ze swojego życia towarzyskiego i tego co działo się w mojej sypialni - chociaż szczerze nic się tam nie działo, bo on mi też nie mówił jak kochał się ze swoją żona i jaką pozycję najbardziej preferuje, chociaż to chciałabym akurat o nim wiedzieć, ale dowiedzieć się w teorii a w praktyce to zupełnie odmienna rzecz.

Wiecie kiedyś można mieć dosyć, a ja miałam naprawdę dosyć, gdy jego żona zaprosiła mnie w poniedziałek na ploteczki. Siedziałyśmy razem w kawiarni przy stoliku znajdującym się na świeżym powietrzu i rozmawiałyśmy, a gdy powiedziała, że razem z Miśkiem chcą mieć jeszcze jedno dziecko to mój świat legł w gruzach. I chyba to było tak, że ja żywiłam jeszcze jakieś nadzieje, ale w tym momencie cała ta misterna konstrukcja runęła, moje oczy wypełniły się łzami, a podbródek niebezpiecznie zadrżał. Wzięłam torebkę, rzuciłam na stół banknot dziesięciozłotowy i ruszyłam przed siebie. Poszłam w pizdu, bo nie mogłam tego znieść. Wiecie, Daga i Michał naprawdę byli zajebistą parą, ale ciągle odnosiłam wrażenie, że ja u jego boku będę się lepiej prezentować. 

Przyszedł do mnie wieczorem z butelką wódki i bez pozwolenia wtargnął do mojego salonu
-Zośka przynieś kieliszki, albo nie literatki, będziemy pić! - zawołał po czym runął na kanapę, a ja powędrowałam po naczynia. Wcisnęłam się obok niego i wypiłam pierwszego strzała. Jak zawsze się wykrzywiłam, a on posłał mi zabójczy uśmiech, przygarnął mnie ramieniem - złożył pocałunek na moim czole, a potem zetknęliśmy się ustami, a nasze języki zawirowały w namiętnym tańcu pożądania. I wiecie co? Spędziliśmy razem tę noc, on mówił, że mnie kocha i jestem najlepsza, a ja odpłacałam się tym samym, a rano gdy się obudziłam, leżałam na kanapie przykryta kocem. Na moich ustach pojawił się cholernie wielki uśmiech, przeciągnęłam się i poczułam kilka rozkosznie bolących mięśni, a potem mój wzrok padł na stół, gdzie Michał przykleił różową karteczkę o treści: "Było miło Zośka, zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką, ale kocham Oliego i Dagę i to z nimi tworzę rodzinę. Musimy ochłonąć. W tym sezonie gram w Rosji, jak wrócę do Polski odbudujemy naszą przyjaźń, nie chciałem Cię skrzywdzić. Kocham Cię Aniołku jak siostrę <3". Rozpłakałam się.

Adnotacja: Pisałam to przez całe wakacje, co jakiś czas doklejałam zdanie i udało się. 
Gdyby nie Farben Lehre, Coma, Pearl Jam, Happysad, Luxtorpeda, Led Zeppelin i pewien Pan to by tego nie było. 
Słabe bo słabe musi być, straciłam wene, zawiodłam na tygodniu - jak wróci wena to będę, jak nie to i tak wszystko dokończę!

poniedziałek, 8 lipca 2013

030. Szczęśliwe miejsce


Pamiętasz jak czułeś się dokładnie rok temu, gdy na twojej szyi wisiał złoty medal? Pamiętasz jak wszyscy się cieszyliście, wy tam na boisku i kibice na trybunach? Pamiętasz jak łzy lśniły w oczach, serce rosło, a Mazurek Dąbrowskiego wypełnił całą halę w Sofii? Pamiętasz tamtą edycję Ligi Światowej?
Pamiętasz to wszystko i lubisz sobie to przypominać, i teraz mając za chwilę wyjść na halę by zagrać przeciwko Bułgarom na pamiętnej hali, coś ściska twoje serce. Emocje z tamtej chwili napływają do twojej głowy i kilkoma okrzykami próbujesz pobudzić drużynę i ją zmotywować. Klepiesz przyjaciół po ramionach, plecach, a nawet zdarzają się inne partie ciała, wygłaszasz monolog niczym przywódca i chwile później w bojowych nastrojach wybiegacie na boisko. Witają was oklaski przybyłych kibiców z Polski jak i gwizdy tutejszej publiczności, spodziewaliście się tego, w końcu rok temu tak straszliwie was wygwizdali. Zaczynacie ćwiczenia rozciągające by po jakimś czasie zacząć odbijać piłkę. Potem po wysłuchaniu hymnów, przywitaniu się i chwili dla przygotowania, stajecie po swojej stronie siatki i gracie najlepszą siatkówkę na świecie.
Idziesz na pole zagrywki, piłka miło ciąży w twoich dłoniach, kilka razy kozłujesz nią o parkiet, później wyrzucasz w górę i z wyskoku uderzasz w nią dłonią, ta ląduje z cichym plaskiem po przeciwnej stronie boiska tuż przy linii końcowej. Zdobyłeś pierwszego asa. Uśmiechasz się, zbiegacie się w kółeczku i znowu zagrywasz. Tym razem idealnie przyjmują piłkę, rozgrywający przesuwa do środkowego, a Cichy Pit blokuje bułgarskiego zawodnika. Znowu dobra passa jest po waszej stronie.
Wygrywacie z nimi trzy do jednego, zdobywacie kolejne punkty Ligi Światowej, oczywiście cieszycie się niemiłosiernie, gdyż każdy punkt przybliża was do wyjazdu, do Argentyny na najważniejsze mecze. Zostajesz wybrany jak MVP spotkania, zszokowany idziesz odebrać mały upominek by chwile później dziękować za rozegranie spotkania i uścisnąć dłoń na pożegnanie. Po wszystkim stajecie w kółeczku i krzyczycie Polska, by później podziękować kibicom za to że w was wierzyli; że przybyli na to widowisko i że mimo kilku porażek trzymają za was kciuki. 
Patrzysz jak chłopacy idą do swoich partnerek i wtedy uświadamiasz sobie, że jesteś samotny w tym dniu. Sam zasiadasz na jednym z krzesełek obok Krzysia, którego żona siedzi w domu i razem z dzieciakami zaciskała kciuki by teraz wymieniać smsy z mężem. Z westchnieniem podnosisz się znów do pozycji pionowej by ruszyć do szatni, gdy przy barierkach zauważasz ją. Patrzy na ciebie oczyma pełnymi radości i wyciąga kciuk w górę ukazując, że było dobrze. Idziesz do niej, nie wiedziałeś że tutaj będzie, nie dostrzegłeś jej w tym małym tłumie kibiców.
- Gratuluję meczu i nagrody - mówi zaraz po tym gdy witacie się buziakiem w policzek.
- Dziękuję - odpowiadasz i wpatrujesz się w nią.
Dawno się nie widzieliście, ostatni raz spędziliście razem czas przed meczami z Brazylią, gdzie spotkaliście się na kawie, później nie było czasu. Czasami wymienialiście się smsami, pytając co u was, ale nie było to samo co spotkanie w cztery oczy. 
- Nie mówiłaś, że będziesz - zarzucasz jej, patrząc w te lazurowe oczy, średniego wzrostu blond włosej dziewczynie. 
- Chciałam Ci zrobić niespodziankę, w końcu przyjaciele się wspierają.
Ukuło cię gdy to powiedziała, ale taka jest racja. Jesteście przyjaciółmi i nawet gdy liczysz na coś więcej nie masz zamiaru jej tego wyznać, nie poradziłbyś sobie gdyby cię opuściła, a tak przynajmniej jest przy tobie.
- Poza tym straszliwie tęskniłam i mógłbyś mnie przytulić - wycelowała palcem w twoją klatkę piersiową, by chwilę później tonąć w twoich ramionach - śmierdzisz - dodała, złośliwie się uśmiechając.
Pod wpływem chwili - zupełnie nad sobą nie panując, mimo całego chaosu w głowie i przeliczników za i przeciw - pochyliłeś się nad nią i złączyłeś jej krwistoczerwone wargi ze swoimi, delikatnie je muskając i czekając na pozwolenie pogłębienia pocałunku, gdy odwzajemniła pieszczotę tak też się stało, a gdy oderwaliście się od siebie usłyszałeś tylko: nareszcie Bartoszu i wymykając się z twoich ramion zniknęła z hali. Z uśmiechem na ustach, pobiegłeś do szatni, gdzie zniknęli już twoi znajomi z drużyny i siadając koło swojej torby usłyszałeś wibrację, odczytałeś smsa z uśmiechem. "Kocham Cię Bartoszu, mam nadzieję że Ty mnie też - inaczej nie wracaj do Polski". Wiedziałeś, że wrócisz i stworzycie prawdziwy związek oparty na przyjaźni. Widziałeś, że tutaj w tym miejscu , po raz kolejny zaczęła się tworzyć nowa historia, tym razem nie całej drużyny, a twoja osobista. 


Adnotacja: Liga Światowa tak cudownie mnie nastraja, że nie robię nic innego tylko myślę już o turnieju finałowym, w którym mam nadzieję wystąpimy. 
Wiecie co dzisiaj jest prawda? Przestrzelił, przestrzelił Stanley. 
Próbuję pisać o Kurku, no właśnie próbuję i generalnie powiem wam, że to ciężkie. Jak go widzę to odzywa się we mnie instynkt rodzicielski.
Zaczął się Wojtek, na którego zapraszam i po nim będzie też to.

czwartek, 4 lipca 2013

029. Mecz życia.


/Nasza siatkarska drużyna w niebie jest coraz silniejsza/

Stałeś na dachu jednego z  budynków znajdujących się w Rzeszowie, w twoich dłoniach znajdowała się mikasa, którą co jakiś czas delikatnie podrzucałeś w górę. Patrzyłeś w okna mieszkania na trzecim piętrze. Widziałeś niesamowicie piękną kobietę z brązowymi włosami, której twarz rozświetlał uśmiech, ale ty wiedziałeś, że jest on wymuszony, w ogóle się nie cieszyła co więcej była zrozpaczona. Ganiała małą dziewczynkę z warkoczem, której różowa sukienka radośnie podskakiwała z każdym jej ruchem. Ona jako jedyna nie do końca wiedziała co się dzieje. W pokoju obok siedział chłopak, tak bardzo podobny do ciebie, twarz miał schowaną w dłoniach, przejmował się całą tą sprawą, był bardzo dojrzałym młodym mężczyzną, który tęsknił. Nie sprawiało mu radości nawet granie na PSP, które wprost uwielbiał. Oddałby wszystko co ma, żebyś ty znowu był obok, mówił do niego "synu" tym swoim ciepłym głosem i rozmawiał na wszelkie nurtujące go tematy. Chciał tak niewiele, ale jednak zbyt dużo by to dostać. Spojrzał smutnymi oczyma na korytarz, widział matkę, która codziennie powstrzymywała łzy by w nocy dać upust emocją i szlochać w poduszkę. Widział młodszą siostrę, od której biła niesamowita beztroska, a w jej oczach dostrzegał niewiedzę. On zdawał sobie sprawę co się wydarzyło i dlatego chciał być taki jak Dominika. Patrzyłeś na tą scenę rozgrywającą się niegdyś w  twoim miejscu na ziemi i gdybyś coś czuł zapewne twoje serce właśnie rozrywałoby się na strzępy, ale ty nie czułeś...już nie czułeś. Twój wzrok znowu wylądował na przedmiocie trzymanym w dłoniach, piłka tak przyjemnie wyglądała, miałeś ochotę pójść na halę i poodbijać, chciałeś zagrać ostatni mecz, niedługo miałeś kończyć karierę - rozmawialiście o tym w rodzinnym gronie, ale to życie wszystko zweryfikowało i bezlitosny los zakończył ją zanim w ogóle zdążyłeś o tym wspomnieć trenerowi, drużynie, a nawet mediom. Zaśmiałeś się, chciałbyś być w dwóch miejscach na raz, chciałbyś znowu być sobą, tym zabawnym Krzysiem, który wszystkich irytował gdy biegał wraz z kamerą. Chciałbyś tulić ukochaną żonę, czytać bajki małej Dominice, przekomarzać się z Sebastianem i denerwować Achrema komentarzami dotyczącymi jego mowy w ojczystym, polskim języku. Chciałbyś podbijać piłki niezdolne do obrony, klepać po plecach przyjaciół z boiska dodając im przy tym niesamowitej motywacji i patrzeć na radość kibiców waszej twierdzy. Chciałbyś to wszystko zrobić, a potem dopiero odejść z poczuciem spełnienia.
-Krzysiu czas się pożegnać - usłyszałeś za sobą głos, głos należący do twojego najlepszego przyjaciela jakiegokolwiek miałeś. Arek już dawno od was odszedł, tęskniłeś za nim, płakałeś, chciałeś by wrócił, ale wtedy Wagner postanowił go zabrać do swojej drużyny, a ty nie miałeś na to wpływu.
- Już Arek, już idę. Mam pytanie mój przyjacielu. Czy Ty też tak tęskniłeś za Agnieszką, gdy wiedziałeś że już jej nie zobaczysz, nie poczujesz ciepła jej dłoni, nie usłyszysz radosnego dzień dobry, ani nie ucałujesz tych jej malinowych ust?
-Miałem tak samo Krzysiu, też się zastanawiałem jak to będzie, ale boss mi powiedział, że nic nie dzieje się bez przyczyny i widocznie tak miało być. Chodźmy już bo trener się denerwuje, jutro gramy mecz - powiedział tym samym wyrywając cię z zamyślenia i gdy odwróciłeś się w jego stronę chwycił twoją dłoń i ruszyliście na halę.
Stałeś na boisku, a wokół ciebie były zapełnione trybuny. Po drugiej stronie boiska jakiś Bułgar zagrywała piłkę, którą idealnie dograłeś rozgrywającemu, a Arek zakończył całą akcję swoim niesamowitym gwoździem. Uśmiechnąłeś się serdecznie widząc cyfrę 16 na jego koszulce, taką samą jak miałeś ty oraz cała wasza drużyna. Zakończyło się spotkanie, znowu zostaliście mistrzami Nieba, a medale, które dostaliście dedykowaliście tym, którzy nadal walczą o punkty na Ziemi. Wagner był z was dumny i gdyby mógł to płakałby ze szczęścia jak wy wszyscy. Graliście swoje mecze, mecze swojego życia, nie na Ziemi ale tutaj w Niebie.

Adnotacja: Przepraszam za to u góry, przepraszam za uśmiercenie Krzysia - mam nadzieję, że będzie grał co najmniej do pięćdziesiątki, a potem zostanie trenerem jakiś dzieciaków, które będą nadzieją polskiej siatkówki :). Napisałam to bo miałam taką ochotę, bo taki mam humor.
Zapraszam was tutaj i tutaj :)

czwartek, 27 czerwca 2013

028. Można wygrać lub przegrać, nie ma nic pomiędzy...


Ostatnia akcja meczu, idziesz na zagrywkę, podrzucasz w górę żółto-granatową mikasę, którą ponownie łapiesz w wielkie dłonie, dwa razy odbijasz ją od parkietu, słyszysz dźwięk gwizdka, zerkasz w stronę punktacji 24:20 dla twojej drużyny. Wyrzucasz piłkę w górę, zbierasz się do zagrywki i gdy ta z plaskiem przelatuje na stronę przeciwnika liczysz na ich potknięcie. Raz - prawidłowy odbiór, dwa - rozegranie godne geniuszu Nikoli Grbicia, trzy - atak, silny aczkolwiek odbity rykoszetem od bloku. Piłka w grze! Igła dogrywa do Łukasza, ten idealnie wystawia gubiąc blok i twój kończący atak. Wybuch niesamowitej euforii w kwadracie dla rezerwowych, uściski kolegów z drużyny, wspólna uciecha z kolejnego medalu, gratulacje od trenera i podanie dłoni przeciwnej, przegranej drużynie.
Stoisz na tym boisku i uśmiechasz się wesoło, nie możesz uwierzyć, że wywalczyliście kolejny medal mimo wcześniejszych porażek z Brazylią i Francją, którymi rozpoczęliście ten turniej. Zaczynasz się śmiać, podchodzi do ciebie jeden z redaktorów i prosi o zabranie kilku słów, chętnie się zgadzasz.

Redaktor: Pomimo nieudanego startu w Lidze Światowej obroniliście tytuł, jak się z tym czujesz?

Ty: Trudno w to uwierzyć, wszyscy powoli tracili w nas wiarę, my jednak wiedzieliśmy, że z meczu na mecz jesteśmy jeszcze wspanialszą i silniejszą drużyną. Gdyby nie trener i cały sztab nie dokonalibyśmy tego, a teraz możemy się tylko cieszyć z obronionego tytułu pomimo kilku gorszych meczy. Ja jestem bardzo zadowolony i jeszcze to chyba do mnie nie dotarło.

R: Chciałbyś powiedzieć coś kibicom?

T: Pewnie, mam nadzieję, że wszyscy którzy byli z nami mimo wszystko - cieszą się teraz tak samo jak my. To dobry powód do oblewania więc bawcie się i świętujcie. Wracamy do was z medalami.

R: Teraz stoi przed wami kolejne wyzwanie, Mistrzostwa Europy. Macie aspiracje na wygranie tych rozgrywek?

T: Jak zawsze będziemy walczyć o najwyższe cele. Mamy nadzieję, że zdobędziemy kolejny medal do kolekcji i damy ludziom kolejne powody do radości.

R: Dziękuję bardzo za te kilka słów, a teraz uciekać celebrować, bo wypiją Ci całego szampana.

T: Idę, idę, dziękuję.

Podchodzisz do grupki mężczyzn, która wesoło wykrzykuje różne słowa, łapiecie się za ręce i idziecie w stronę polskiej widowni by się ukłonić, podziękować za wsparcie i razem z nimi cieszyć. Patrzysz w stronę trybun i dostrzegasz ją. Siedzi na jednym z krzesełek, ze łzami w oczach, trzymając w ręku szalik z napisem Polska. Raduje się razem z wami. Patrzysz na nią przez dłuższy czas, brązowe włosy straciły dawny blask, policzki jakby się zapadły, a teraz znajdują się na nich wymalowane biało-czerwone barwy, trochę schudła od waszego ostatniego spotkania. Uśmiecha się, ale nie tak promiennie jak kiedyś. Kiedyś śmiały się jej oczy i cała promieniowała, a teraz...teraz po prostu się uśmiecha. Widzisz przy reklamach Olę, więc podchodzisz do niej i składasz na jej policzku pocałunek. Ona wstaje i kieruje się jak mniemasz do wyjścia, żegna się jeszcze z kilkoma dziewczynami, przytula Iwonę, Sebastiana i Dominikę i znika. 
Wracacie do Polski, całe lotnisko w Warszawie wypełnione jest polskimi barwami. Gdy wychodzicie słyszysz typowe przyśpiewki, Igła razem ze swoją nierozłączną kompanką - kamerą, biega i wszystko nagrywa. Macie udokumentowany moment radości Polaków. 
Dostaliście wolne, w końcu się wam należało. Macie kilka dni by zregenerować siły, pobyć z rodzinom, dziewczynami, znajomymi. Po prostu by się bawić. Siedzisz z Cichym i dwiema Olami w klubie Vinyl, sączycie kolorowe drinki, a gdy zauważasz w tłumie tą samą brązowowłosą dziewczynę co na trybunach nie wahasz się ani chwili dłużej, tylko kierujesz się ku niej. Łapiesz ją za przegub i pytasz czy to Kostka. Odwraca się w twoją stronę, a ty zatapiasz się w jej czekoladowych tęczówkach, które kiedyś towarzyszyły ci każdego dnia. Pytasz co tutaj robi, kiedy wróciła do Rzeszowa, czemu odeszła. Zasypujesz ją gradem pytań, na które nie otrzymujesz odpowiedzi, zamiast tego mówi, żebyś przyszedł do niej jutro, po czym po raz kolejny znika jak kamfora.
Nazajutrz stoisz przed dębowymi drzwiami ze srebrną cyfrą 6. Pukasz w nie delikatnie, a gdy otwiera Ci Konstancja wchodzisz do mieszkania. Siadasz na kanapie, na której kiedyś co piątek zajadaliście się czekoladowymi lodami, patrzysz na ekran telewizora, gdzie co niedzielę oglądaliście powtórki Kości. Poprosisz o kawę w swoim kubku, a po chwili trzymasz ciepły trunek w swojej dłoni. Tymczasem ona zasiada naprzeciwko ciebie i mówi czemu odeszła i cię o tym nie poinformowała. Po piętnastu minutach tłumaczenia, chwyta dekolt bluzki i delikatnie opuszcza go w dół, ukazując tym samym bliznę, która powstała niedawno, a dzięki której może teraz normalnie funkcjonować. Dziwisz się temu, pytasz czemu nie powiedziała ci o swojej chorobie, mówisz że dalibyście sobie radę razem, a ona mówi, że nie chciała byś rezygnował z czegoś co jest dla ciebie najważniejsze tylko dla niej.  Łapiesz ja w ramiona i mówisz, że była dla ciebie najważniejsza, mogłeś poświęcić dla niej wszystko Ona o tym wie, dlatego nic ci nie mówiła, a teraz wróciła, ale niczego nie oczekuje, bo ty zacząłeś układać sobie życie z Olą, a ona się z tym pogodziła. Wróciła do miasta, nie do ciebie.

Adnotacja: Bo ja tam wierzę w naszych chłopców i nadal mam nadzieję, że obronimy złoto Ligi Światowej. Chyba każdy pamięta tamten wesoły moment i słowa "przestrzelił, przestrzelił Stanley". Tym razem też tak będzie, znowu wygramy, znowu będziemy się radować. 
To powyżej jest o tym, że można coś wygrać, ale również można coś stracić i to los decyduje o naszym życiu. 
Kto słyszał o tym, że Cichy się żeni? Nie słyszeliście? To wam mówię/piszę/whatever. Szczęścia!

niedziela, 23 czerwca 2013

027. Czyjaś.


Dociskasz swoje ciało bliżej jego, głośno pojękujesz, a twoje oczy zachodzą mgłą. Poruszacie się w tym samym tempie, wijesz się jak spragniona kotka, chcesz więcej; chcesz mocniej odczuwać stan spełnienia. Nawet nie wyobraża sobie, że jest bogiem seksu, ale ty wiesz, że jest to twój najlepszy kochanek, a miałaś ich wielu chociaż dziwką nie jesteś. Dochodzicie w tym samym czasie i nie dziwisz się już temu, bo to pierwszy taki mężczyzną, z którym trwasz w stanie ekstazy. Chwilę później on leży obok ciebie na łóżku, zamyka twoją małą dłoń w swojej, kciukiem nakreśla kręgi, a do ucha szepce słowa, które każda kobieta po stosunku z ukochanym chciałaby usłyszeć. Wstrzymujesz oddech słysząc pytanie, pocierasz wolną ręką twarz i zrywasz się z miejsca, nie przejmując się brakiem odzieży. Zaczynasz przeszukiwać szuflady szafki nocnej w celu znalezienia ukochanych fajek, które są ci niezbędne do życia w tej chwili. Z triumfem odpalasz papierosa owijając się w pasiasty koc i wychodzisz na balkon. Ronisz jedną łzę, która musiała pokazać się światu. Drżysz z zimna; z emocji; z niewiedzy co uczynić. Decydujesz się, wracasz, opowiadasz o swoich obawach , twój głos coraz bardziej się łamie. Przytula Cię, gładzi po plecach, zapewnia że będzie przy tobie trwał, gdyż jesteś miłością jego życia. Wierzysz w każde słowo, całujesz jego słodkie usta, jesteś w końcu czyjaś.

Adnotacja: Kocham Hey, kocham piosenkę "byłabym" - dlatego też powstało, w pięć minut - nie mając większego sensu. Po prostu miłość jest dla ludzi, kochajcie i bądźcie kochani. Mówi to osoba niezależna i niedająca się usidlić - dżizas. 

czwartek, 20 czerwca 2013

026. Czarno-czerwona


Widywałeś ją na rzeszowskim rynku, czarne włosy wirowały na wietrze, a czerwone usta prowokowały do grzechu. Ubrana w sukienkę, wesoło skakała po kostkach brukowych zachowując się niczym pięcioletnia dziewczynka, gdy raziło ją słońce uroczo mrużyła oczy, gdy padał deszcz uśmiech nie znikał z jej twarzy, a sama wskakiwała w kałuże. Była radosna, pełna energii i taka pozytywna, że chciałeś ją poznać, ale nie miałeś odwagi tego uczynić.
Kończył się maj, gdy ty z wielką chęcią postanowiłeś wyruszyć na spacer po mieście. Mijając liczne budynki, tysiące ludzi, wymieniając uśmiechy i grzecznościowe zwroty - dotarłeś do miejsca docelowego jakim  był rynek. I znowu ją ujrzałeś, siedziała na jednej z ławek, a w jej dłoniach spoczywał notes, kreśliła różne kształty - rysowała obraz miasta. Przeszedłeś obok, spoglądając na nią i na twojej twarzy zakwitł uśmiech - wesoły uśmiech.
Miesiąc później znowu byłeś w tym samym miejscu i ona też tam była, jej poplątane czarne włosy opadały na ramiona, oczy straciły wcześniejszy blask, a twarz była nienaturalnie blada. Przysiadłeś obok i nie odzywając się - przytuliłeś ją, a ona z wielką ufnością odwzajemniła ten gest, mocząc ci przy okazji koszulkę słonymi łzami. Nie pytałeś co się stało, trwałeś i milczałeś. Ona natomiast opowiedziała ci, że przez ostatnie miesiące żyła miłością i ona ją wypełniała całą, ale gdy miłość się skończyła, zaczęła się nienawiść, a ona tak nie lubi nienawidzić, że postanowiła odejść, a teraz ogarnia ją smutek, bo w końcu żyła z nim te kilka miesięcy i się przywiązała, a teraz jest sama i samotna. On natomiast powiedział, że żaden człowiek nie jest sam, są tylko ci samotni. Nie można być samemu, skoro dookoła są inni i gdyby była teraz sama to on nie tkwił by wbity w ławkę tuż obok i nie próbował jej pomóc. Ona uśmiechnęła się i podziękowała, mówiąc, że chyba ma rację i że chyba go kojarzy - nie tylko z rzeszowskiego rynku, ale również z parkietu Podpromia i telewizji. Przytaknął jej i na prośbę dziewczyny opowiedział  o siatkówce od tak zwanej kuchni, wywołując na jej twarzy ten piękny uśmiech, który uwielbiał podziwiać.
Po sześciu miesiącach tworzyliście zgrany duet, ona była twoją najlepszą przyjaciółką, która zawsze znalazła dla ciebie czas, trzymała kciuki na każdym meczu i po prostu była. A ty byłeś dla niej najlepszym przyjacielem, który wspierał ją i podtrzymywał ten radosny uśmiech na jej ustach. Gdy było wam źle siadaliście na kanapę, a w rękach trzymaliście po kubku kakao z marshmallows i zachwycaliście się jego smakiem jak zawsze. Gdy było dobrze spacerowaliście ulicami miasta, nie zważając na twoje zmęczenie po treningu, piliście wtedy Siorbety, śmiejąc się, że zamrażają wam mózgi. I było wam dobrze, zwyczajnie odnajdywaliście się w swoim towarzystwie, do czasu gdy znalazłeś sobie dziewczynę. Zaczęło się pomiędzy wami psuć, ona nie chciała wam przeszkadzać więc się odsunęła, a tobie brakowało przyjaciółki, której nie zastępowała Alicja. Męczyliście się z tą sytuacją dobre dwa miesiące, aż w końcu Teodora zapukała do twoich drzwi, była trochę nietrzeźwa, a jej oczy świeciły od alkoholu, przecisnęła się pomiędzy twoim ramieniem, a futryną do drzwi i lekko się zataczając padła na twoją kanapę. Zaśmiała się cichutko, prosząc o szklankę wody i najlepiej kieliszek wódki, ale pokręciłeś tylko głową i moment później podałeś jej wspomniany wcześniej napój, tylko bez alkoholu. Czekałeś aż zacznie mówić, nie ponaglając jej, a ona patrzyła się w twoje oczy. Kocham Cię. Te dwa słowa dotarły do ciebie jak w zwolnionym tempie, nie wiedziałeś co powiedzieć czy w ogóle mówić cokolwiek. Ocknąłeś się dopiero gdy ona wstała i skierowała się do drzwi, poszedłeś za nią i wpiłeś się w jej usta, dociskając do siebie wątłe ciało dziewczyny i gdy tak ją całowałeś uświadomiłeś sobie, że odwzajemniasz to uczucie. I teraz byliście razem. Ty i Teodora tworzyliście naprawdę udaną parę i mimo kilku sprzeczek, które towarzyszyły wam we wspólnym życiu - zawsze potrafiliście odnaleźć kompromis i cieszyliście się z bycia razem. 


Adnotacja: To na pewno jest o Resoviaku, nie ważne jakim, można sobie wyobrazić, bądźcie kreatywne i piszcie kogo widzicie na miejscu tego siatkarza. Ja mam swój typ i wydaje mi się, że to o nim pisałam, aczkolwiek pewności nie mam.
Jestem po obozie, jestem wymęczona, jestem śpiąca i trochę podłamana, ale jest dobrze.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

025. Wspomnienia.


Pamiętasz jak siadałeś w trzeciej ławce wraz z rudą dziewczyną na lekcjach matematyki, zawsze śmialiście się z pani Lerek, która była grubą, spoconą nauczycielką nie cierpiącą dzieci. Rozpraszała was różowa pomadka znajdująca się na jej zżółkniętych od kawy zębach, poplamionymi ubraniami, które wyglądały jakby pożyczała je od własnej matki i wiecznie tłustymi włosami, które wiązała w koński ogon. Zawsze wpisywała wam uwagi o dźwięcznie brzmiącej treści "rozmawiali, śmiali się i przeszkadzali w organizacji zajęć" . Wasza wychowawczyni nie zwracała już nawet na nie uwagi, tylko podśmiewała się bo znała bardzo dobrze panią Basię i wiedziała, że ta przesadza. Rudowłosa dziewczynka imieniem Józefina była twoją najlepszą koleżanką; była wyobcowana i każdy śmiał się z jej imienia, ale tobie ono nie przeszkadzało, z twojego też się czasem nabijali. Jako dzieciak musiałeś dzielić swój czas pomiędzy szkołą, a pasją. Spędzałeś godziny na hali sportowej, potem zmęczony jadłeś w domu obiad, odrabiałeś lekcje, kładłeś się spać i wstawałeś następnego dnia  po to by gnać na zajęcia w szkole, by znowu usiąść z Józią w jednej ławce i irytować nauczycieli swoim byciem.
Pamiętasz, ze jako osiemnastolatek wyjechałeś z zimnej Polski do słonecznej Italii. Goniłeś za marzeniami zostawiając swoich znajomych w kraju, w którym stawiałeś pierwsze kroki. Zawsze mówiłeś, że marzenia są najważniejsze; że gdy tylko nadarzy się okazja trzeba je spełniać nie odwracając się za siebie. Ty też się nie odwracałeś, zostawiłeś rodziców, Józię, wszystkich kolegów i koleżanki, i wyjechałeś. Będąc w nieznanym kraju, czułeś się trochę źle, nie mogłeś się odnaleźć. Cała drużyna była dla ciebie wsparciem, a największym trener, który zawsze uważał cię za wielki talent. Mimo młodego wieku, byłeś wspaniałym przyjmującym, mogłeś rywalizować z najlepszymi o swoje miejsce na boisku, a wola walki jaką miałeś w sobie pomagała ci w osiąganiu celów. Dwa lata spędziłeś na obczyźnie włoskich obyczajów, by po tym czasie przenieść się do Turcji, a następnie wrócić do kraju na niewielki okres czasowy.  Dopiero sześć lat później wróciłeś do rodzinnego miasta jakim była Warszawa i ze smutkiem stwierdziłeś, że przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło. Nie tylko otaczających ciebie, ty też się zmieniłeś. Rodzice byli zadowoleni, że ich syn postanowił znowu odwiedzić rodzinny kraj, ty też się cieszyłeś. Pytałeś ich o Józefinę, w końcu była waszą sąsiadką, nie mówili wiele, w sumie mówili o niej mało. Matka tylko wspomniała, że wychodzi za mąż; za Marcela, który był twoim dobrym kumplem. Trochę zrzedła ci mina, tęskniłeś za nią przez ten okres czasu i w ostatnim roku swojej tułaczki stwierdziłeś, że chyba ją kochasz. Po pięciu latach uświadomiłeś sobie, że to co was łączyło nie było zwykłą przyjaźnią, a młodzieńczą miłością, którą możecie tylko umocnić. Gdy spotkałeś ją przy Torwarze twoje serce wywróciło fikołka, uśmiech wpłynął na twoje usta, a mięśnie spięły się widząc ją w objęciach Marcela. Podszedłeś i przywitałeś się, całując jej policzek poczułeś chłód bijący od ciała dziewczyny. Wymieniliście ze sobą uprzejmości by później każdy mógł pójść w swoją stronę.
Pamiętasz jak pół roku po tym gdy się spotkaliście, ona zapukała do twoich drzwi. Z łzami płynącymi po policzkach wtuliła się w twoją klatkę piersiową, cicho łkając i zaciągając się powietrzem pomieszanym z twoją wodą toaletową. Opowiedziała wtedy o tym co się działo, siedząc na kanapie ze wzrokiem wbitym w podłogę - mówiła o wszystkim; o tym co ją trapiło, spędzało sen z powiek i o chwilach radości, ogarniającej euforii oraz nadmiarze endorfin. Słuchałeś, potakiwałeś, co jakiś czas donosząc ciepłą herbatę o smaku malin.
Pamiętasz jak położyłeś się wraz z nią do jednego łóżka, dotykając się barkami  - tak jak robiliście to za dawnych czasów? Mówiliście o życiu, nie swoim własnym, ale tym w którym trwa ludzkość; o czasie, który nie ubłagalnie płynie; o śmierci, miłości, przyjaźni.
Pamiętasz jak pokłóciłeś się z nią w dniu ślubu, z którego notabene następnie zrezygnowała wypowiadając w kościele tak bardzo niechciane przez Marcela "nie". Powiedziała mu później, że kocha ciebie; że zawsze cię kochała; że jako jedyny byłeś z nią, gdy cały świat był przeciwko niej.
Pamiętasz te noce, gdy dzieliliście łóżko, a zapach seksu, miłości i spełnienia wypełniał  pomieszczenie? Pamiętasz jak po treningu całowała cię w usta i mówiła, że bardzo cię kocha? Pamiętasz jak jeździła na twoje mecze, by zawsze cię wspierać z niewielkiej odległości; byś czuł się spokojny i mógł rzucić się w jej ramiona? Pamiętasz jak pachniała lawendą i różami? Pamiętasz jak jadła nutellę wprost ze słoika, mówiąc że to jej największy afrodyzjak? Pamiętasz jak zadzwoniłeś, bo pilnie jej potrzebowałeś, a ona nie dotarła? Pamiętasz jak dowiedziałeś się o jej śmierci? Pamiętasz jak miałeś ochotę opuścić świat żywych, ponieważ zło ludzkie cię przerażało? Pamiętasz jak Kubiak i siatkówka pomogli ci się pozbierać?
Pamiętasz to wszystko, bo to twoje wspomnienia. Czasami wesołe, innym razem pełne bólu i cierpienia, które jest nieodłącznym kompanem naszego życia. Wspomnienia zostają w nas na zawsze; nie na fotografiach, a ukryte głęboko w sercu, duszy i umyśle. 


Adnotacja: Zbychu, bo ostatnio mam na niego fazę, w sensie, że pasuje mi w każdym opowiadaniu. Takie o wspomnieniach, gdyż one kształtują Cię jako człowieka, lubię wspominać; lubię przywoływać dobre i złe momenty - dlatego powstało to powyżej :)

wtorek, 4 czerwca 2013

024. żyj z bólem

   

Ludzie od nas odchodzą i to nie z własnej, niewymuszonej woli. Po prostu kończy się ich czas na Ziemi i muszą zasilić Anielskie Szeregi u tego Najwyższego. Ich odejście zawsze przysparza nam ból, ale z czasem ta rana rozdzierająca serce się zasklepia i mimo iż nigdy całkiem nie zniknie, potrafimy oswoić się z tym bólem i z nim żyć.
Siedziałaś nad rzeką, mocząc nogi w lodowatej wodzie. Czerwiec był wyjątkowo chłodnym miesiącem, a dokładniej pierwsze dni tego miesiąca. Patrzyłaś w niebo, fascynowałaś się ptakami, które wirowały wśród chmur. Żyłaś ulotnością chwili i czekałaś; czekałaś na telefon od swojej przyjaciółki. Mijały sekundy, minuty, godziny - całokształt dnia zmieniał się jak w kalejdoskopie, nerwowo spoglądałaś na wskazówki zegara, które w pośpiechu mknęły do przodu, nie zważając na nic. Denerwowałaś się, byłaś zestresowana bardziej niż przed ustnym egzaminem z angielskiego na maturze. Nie mogłaś się do niej dodzwonić; nie mogłaś się z nią skontaktować; nie słyszałaś jej głosu, który na pewno by Cię uspokoił. Była godzina siedemnasta, ktoś usiadł obok Ciebie otulając Twoje ciało miękką bluzą. Uśmiechnęłaś się przez łzy i wsparłaś głowę o jego ramię, gdy usłyszałaś głos mężczyzny mówiący, że ona przegrała swoją walkę; że odeszła; że choroba zwyciężyła. Nie wierzyłaś; nie docierało to do Ciebie, chciałaś się obudzić z tego koszmaru; chciałaś usiąść naprzeciwko niej i śmiać się ze snutych opowieści; chciałaś spotkać ją na ulicy, gdy szła wtulona w ramię ukochanego mężczyzny, pchając wózek z małym dzieckiem. Chciałaś tak niewiele, ale jednak wiele. Chciałaś niemożliwego. Rozpłakałaś się na dobre, kołysana w ramionach Wojtka nie mogłaś się uspokoić, moczyłaś mu koszulkę zostawiając czarne smugi na śnieżnej bieli. Tego dnia załamał się Twój idealny świat, wiadomość o śmierci najlepszej przyjaciółki zamknęła również Twój wesoły rozdział życia. Nie mogłaś się z tym pogodzić, nie chciałaś.
Mijały lata, a Ty trwałaś zawieszona pomiędzy optymizmem, a pesymizmem, kłaniając się bardziej ku drugiej opcji. Przy Tobie był Wojtek, od tamtego dnia pozostał w Twoim życiu i to jedyny radosny aspekt, który dostrzegałaś. Nadal nie możesz pogodzić się z jej odejściem; była taka młoda, miała kochającego męża, wspaniałe dziecko, całe życie przed sobą. Mogła zawojować świat. Mogła ale nie zdążyła. W każdą rocznicę śmierci zanosisz na jej grób bukiet kwiatów składający się na liczbę lat, które przeżyła. I z niedowierzaniem wpatrujesz się w zdjęcie na pomniku, które pokazuje jej uśmiech, ten uśmiech który potrafił rozświetlić najbardziej pochmurny dzień. I teraz już wiesz, że czas nie goi ran, on tylko przyzwyczaja do bólu, a Ty z tym bólem musisz żyć - zagłuszając go lub rozdrapując. 

Ku pamięci Agaty Mróz-Olszewskiej, która 4 czerwca 2008 roku pożegnała się z Ziemią i zasiliła Anielskie Szeregi rozgrywając mecze siatkówki w Niebie i zostając Aniołem swojej rodziny.

Adnotacja: Chciałam to napisać, musiałam to opublikować. Idę po raz setny zagłębiać się w filmie "Nad życie" i wylewać tony łez. 

środa, 29 maja 2013

023. wszystko się zmienia.


Wszystko się zmienia. Pamiętasz jak byłaś małą dziewczynką? Miałaś mnóstwo przyjaciół, idąc na plac zabaw nie musiałaś się przejmować tym, że Zuzia - sąsiadka z naprzeciwka - choruje. Mogłaś bawić się ze wszystkimi; wszyscy byli twoimi znajomymi; wszyscy bawili się wspólnie; nie było podziałów; nie było grup; było idealnie. Jako pięciolatka nie miałaś jeszcze telefonu, więc nie musiałaś się umawiać, wszystkie dzieci miały czas i wiesz co? To było wspaniałe i mogłoby wrócić, ale nie wróci. Bo świat się zmienia i ludzie się zmieniają. 
Dorosłaś. Wkroczyłaś w wiek, gdzie bez telefonu, komputera, nowego skutera - jesteś nikim. Wartości materialne zastąpiły starą dobrą hierarchię duchową wobec której żyłaś. I nie możesz się odnaleźć w tej rzeczywistości, jedynie ta grupka przyjaciół, która ci pozostała jako tako pomaga ci odnaleźć się w tym chaosie. Czy tego chcesz? Nie wiesz, wolałabyś wrócić do lat młodości, gdy wszystko było proste, a jedynym zmartwieniem były obdarte kolana i zniszczona, ulubiona lalka. Teraz twoje rozterki powiększyły swój zasięg. Cierpisz każdego dnia; każdego wieczoru twoją głowę nawiedzają tak niechciane myśli co by było gdyby; nie chcesz tego, ale nie potrafisz się uwolnić. Czujesz się jak w potrzasku, gdzieś pomiędzy dziesiątym, a dwunastym rokiem życia zgubiłaś się;  a brnąc dalej w dorosłość doszczętnie się rozpadłaś i teraz żyjesz pod maską. Jesteś strachliwa, lękliwa i nieufna. Jesteś słaba i nie nadajesz się by egzystować, ten świat jest zbyt podły żebyś ty mogła przeżyć. Utrzymujesz się, jakoś trwasz, ale mizernie. Chcesz by wrócił tamten świat i wszystko było takie jakie powinno - bez zmian.

Adnotacja: Czuję się strasznie wyobcowana. Wychillowałam, nabawiłam się bolącego gardła, dzięki któremu nie mogę mówić i jest i strasznie źle. Jestem zacofana, ale mecze reprezentacji i "brawo miśku" siedzą mi w głowie. 

piątek, 10 maja 2013

022. List.



Poznań, 28 sierpnia 2007

Drogi Przyjacielu!

   Znów piszę list, chcę Ci coś wysłać.
  Nie mogę zapomnieć, nie chcę tego. Boję się, że stracę wszelkie wspomnienia; strach wypełnia mnie całą. Zawsze byłam tchórzliwa, teraz potwierdzam to jeszcze bardziej, niż przez ostatnie 10 lat mojego życia. Wiesz, że byłeś dla mnie najwspanialszą osobą? Byłeś moim przyjacielem. Najlepszym przyjacielem i jedynym. Byłeś powiernikiem moich sekretów; byłeś częścią mnie. Pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką, dokuczałeś mi, uderzyłam Cię wtedy łopatką. Nie chciałam się z Tobą bawić. Już od najmłodszych lat byłam wredną dziewczynką z charakterkiem. Pamiętam jak zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, zostałeś moim kolegą, później znajomość się rozwinęła. Pamiętam jak rozmawialiśmy nad wyższością łyżki nad widelcem i doprawdy imponowało mi jak broniłeś wszystkie widelce tego świata. Przegrałeś w tej potyczce słownej, zawsze dawałeś mi wygrać, byłam górą. Wiesz pamiętam nawet jak mając szesnaście lat wyznaliśmy sobie w tajemnicy, że nigdy się nie całowaliśmy. Potem oczywiście już mogłam się chwalić przed koleżankami, że zaliczyłam pierwszy poważny pocałunek, a Ty szczyciłeś się tym przed swoimi kumplami. Nie wspominaliśmy tylko z kim się całowaliśmy, ale muszę przyznać, że nadal pamiętam Twoje miękkie usta o smaku truskawkowej czekolady, która była okrzyknięta naszą ulubioną. Wiesz, że już wtedy Cię kochałam? Zawsze darzyłam Cię większymi uczuciami, zawsze byłeś dla mnie najważniejszy, zawsze chciałam być gdzieś obok Ciebie, czując ciepło Twego ciała. Ty nie odwzajemniałeś tego uczucia, byłeś tylko albo aż przyjacielem, miałeś swoją wymarzoną dziewczynę, którą jak zawsze podkreślałeś bardzo kochałeś. Ona była dla Ciebie wszystkim. Nieodwzajemniona miłość trwała przy mnie przez trzy czwarte naszej trochę pokręconej relacji. Pamiętam, że jako siedemnastolatka na lekkim rauszu wylądowałam z Tobą w łóżku, mój  pierwszy stosunek płciowy zaliczony. Jakie to dziwne zawsze byłeś pierwszy i ja też zawsze byłam pierwsza, a ona była z Tobą.
  Piszę ten list mając pewność, że do Ciebie nie trafi. Zdaje sobie jednak sprawę, że wiesz o nim.  
  Adresatów sto, lecz żaden do Ciebie, bo jaki jest kod, na poczcie w niebie.

Na zawsze Twoja
D.

Adnotacja: Dzisiaj jest 10 maja i wiecie co? Trochę sobie popłakałam. 
Serce kibica siatkówki pamięta o Arku Gołasiu, który kończyłby dzisiaj 32 lata i gdyby żył byłby jednym z najlepszych.

Skoczył do bloku najwyżej jak mógł, a za ręce złapał go sam Bóg.
-16- 
 

sobota, 23 marca 2013

021. Szukamy autorytetu.


   Zawsze jest tak, że poszukujemy swojego własnego autorytetu, który w pełni oddaje to do czego dążymy. Granica ta zaciera się i coraz mniej osób o tym rozmyśla. Każdy z nas powinien mieć osobę, którą godnie będzie naśladować, która wytyczy mu właściwą drogę. Szukając autorytetu, poszukujemy siebie w innym ciele. Swoich ambicji, zapału do pracy i dobroci ludzkiej.
  Kiedyś szukałam autorytetu, upatrywałam go w swoich rodzicach, choć nie znalazłam. Następnie zaczęłam myśleć o Papieżu, który jako głowa Kościoła pełni powierzone mu funkcje i zawsze emanuje dobrocią w stosunku do innych ludzi, którą chciałabym wypełnić swoje życie, niestety tam też nie znalazłam swojego autorytetu. Podążyłam więc ścieżką sportową, zafascynowana dyscyplinami sportowymi poszukiwałam odzwierciedlenia swojej duszy, nowego mentora, dzięki któremu wstąpię na właściwą ścieżkę. Jako dziecko pokochałam siatkówkę, była całym moim życiem, to w niej upatrywałam swoją przyszłość, chciałam brnąć w to dalej, grać w wymarzonym klubie, spełniać się w tym co lubię, poszerzać swoje hobby. Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli, ale znalazłam autorytet. Mimo iż większość czasu grałam jako libero, upatrzyłam sobie środkowego jako osobę do naśladowania. Być może po części było spowodowane to faktem, iż zawsze pragnęłam grać na tej pozycji, ale brakowało mi centymetrów i nie byłabym skuteczna. Niemniej jednak zawsze najbardziej fascynowała mnie owa pozycja. Będąc gówniarą, zaczęłam oglądać mecze, cieszyć się ze zwycięstw jak i rozpaczać w chwilach porażek. Jednak zawsze mocno zaciskałam kciuki wierząc w moc biało-czerwonych. Widywałam na boisku Zagumnego, Kadziewicza i Ignaczaka - podziwiałam ich, ale największe wrażenie zawsze robił na mnie siatkarz z nazwiskiem Gołaś prezentującym się na koszulce. Imponował mi niesamowitym zasięgiem w ataku, i mimo iż element bloku w jego wykonaniu nie był perfekcyjny upatrywałam w nim kolejną wielką gwiazdę Reprezentacji Polski w Piłce Siatkowej. Mając cholerne 10 lat jeszcze nie wiedziałam, że Arek stanie się dla mnie ważną postacią, dopiero w gimnazjum z czystym sumieniem gdy opisywaliśmy swój autorytet nie musiałam myśleć kto jest moim. Było pewne, że wybiorę Jego. Zdziwienie na twarzach wszystkich samą mnie wprawiło w zdumienie. Jednak zaczęłam opowiadać, mówiłam o tym co w nim podziwiam, o każdej chwili radości którą mi dostarczył wraz z resztą cudownej drużyny oraz o tych mniej przyjemnym momentach, gdy opuszczaliśmy boisko ze spuszczonymi głowami, o jego niebywałej skromności oraz uporowi, dzięki któremu dążył do celu. Opowiadałam o jego życiu, którego do końca nie znałam, mówiłam o wspaniałej żonie, planach dotyczących dalszej gry, aż w końcu doszłam do momentu najbardziej przerażającego, gdy głos nie chce wydobywać się z gardła, a oczy pieką od zbierających się łez - o śmierci; o tragicznym wypadku; o niebiańskiej drużynie; o tym że odszedł zostawiając nas wszystkich - kibiców, ale czuwając nad nami z góry; o tym że informacja, którą podawały media wstrząsnęła mną. Mówiłam, a oni słuchali. Słowa same układały się w całość, slajdy przewijały się na ekranie komputera, zdjęcia po raz kolejny przypominały mi jego sylwetkę. Potem słuchałam o innych autorytetach, przynajmniej starałam się, ale w głowie huczało mi coś zupełnie innego, wspominałam, rozmyślałam, chciałam wymazać ten obraz wypadku z pamięci. Znalazłam swój autorytet, teraz czas abyś Ty poszukał swojego.

Adnotacja: Słuchając piosenki zespołu Within Temptation - Somewhere w mojej głowie pojawia się tylko jedna osoba, tą osobą jest Arkadiusz Gołaś, dlatego przelałam swoje myśli i stworzyłam to co jest u góry. To są moje przeżycia, moje osobiste przemyślenia i jeśli komuś się nie podoba nie zmuszam do pozytywnych opinii, czasami lepiej jest po prostu zachować milczenie chociaż można hejtować . Napisałam to co czuję/czułam/będę czuła i trochę mi lepiej.

poniedziałek, 11 marca 2013

20. ...


Mija rok.
   Siadam na cmentarnej ławeczce, wpatrując się ze łzami w oczach w jeden z wielu nagrobków. Po chwili toczą się one po bladych policzkach, zaznaczając nowe, nieznane szlaki.  Patrzę na zdjęcie, które przyozdabia marmurową płytę, Jego zdjęcie. Najważniejszej osoby jaką kiedykolwiek miałam, posiadałam, która była przy mnie. Zapalam biały znicz, a chryzantemy znajdują swoje miejsce w wazonie. Przejeżdżam dłonią po płycie, mówiąc jak bardzo mi Go brakuje, jak bardzo chcę Go mieć znów przy sobie. Żegnam się. Odchodzę od przyjaciela, obiecując że niebawem się pojawię.
Mija kolejny rok.
   Siedzę przed telewizorem w DVD znajduje się płyta, na której jesteśmy My, RAZEM. Śmiejemy się, Ty opowiadasz jakiś kawał, a ja pluję kolorowym napojem na nową kanapę Twojej matki. Jest tak jak powinno być teraz, ale to minęło. Ciebie już nie ma, jestem ja i mój tyłek wbity w kanapę. Są łzy, jest żal, chęć znalezienia się przy Tobie.
Pięć lat minęło jak jeden dzień.
   Długi okres mojego życia, w którym umierałam psychicznie i udało mi się, osiągnęłam dno. Upadłam na kolana i proszę Boga o to by mnie zabrał do Ciebie. Nie potrafię się już podnieść, a może nie chcę. Czuję wewnętrzny spokój, wszystko jest na swoim miejscu, tylko ja jakbym trochę oszalała. Wiesz co przyjacielu? Kocham Cię, zawsze kochałam Cię bracie. Odchodzę fizycznie.
Siedem lat od tragedii.
   Dzień Wszystkich Świętych to czas gdy spotykamy się ze zmarłymi osobami, które coś dla Nas znaczyły. Tego dnia postanowiłam dołączyć do Ciebie i teraz mogę tylko patrzeć jak nad Naszym grobem stoją Nasi  rodzice i opłakują tę żałość rozrywającą ich serca. Nie dałam rady, byłam słaba, zabiłam się. Dołączyłam do Ciebie, nie mogę bez Ciebie żyć. Chcę tu być Marku, będziemy tu RAZEM, podbijemy Niebo.

znów zobaczyć wszystkich nieobecnych
których zabrała z tego miejsca śmierć i odeszli


Adnotacja: Bez większego polotu i finezji, napisane dobre dwa lata temu i niedawno odkopane i może lepiej jakby zostało w tej jebanej szufladzie.
Spotkania Sovii i Delecty przyprawiają mnie o siwe włosy, tak naprawdę chciałabym aby obie te drużyny znalazły się w finale :). Nie muszę być lokalną patriotką, bo nie mieszkam w żadnych z miast i mimo iż mam bliżej do Bydgoszczy bardziej jestem za Resovią :).

piątek, 1 marca 2013

019. I don't care, I love it.


Bądź dziś moją dziwką, zobaczysz jak to jest pod wpływem ekstazy.

  Ciało przy ciele, dwa splecione oddechy, serca bijące w tym samym, przyspieszonym rytmie. Wdychasz zapach jaśminu, wypełnia on twoje płuca, chcesz więcej. Zsuwasz jedno ramiączko sukienki, po czym całujesz odkryte miejsce, zaznaczając na nim szlak mokrych pocałunków. Drugie pęka pod wpływem szarpnięcia, rozpalona kochanka śmieje ci się lubieżnie do ucha oblizując je koniuszkiem języka. W końcu materiał opada, uśmiechasz się prowokacyjnie widząc, że nie przyodziała dzisiaj bielizny, o wiele szybciej dzięki temu zaznacie chwil rozkoszy. Sterczące sutki zapraszają do zabawy, bawisz się nimi, a ona wydaje ciche pomruki, prosi abyś przestał się bawić, ale ty dopiero zaczynasz, dzisiaj jest twoją zabawką i to ty będziesz decydował kiedy co się wydarzy. Całujesz jej pełne piersi, ugniatasz je, przygryzasz, ssiesz, sprawiając przy tym multum rozkoszy kochance. Twoja dłoń kieruje się w dół, sukienka opada całkowicie, dotykasz dłonią jej aksamitnej skóry na pośladkach, zataczasz okręgi, kilka razy dajesz klapsa niczym niegrzecznej dziewczynce. W końcu twoja dłoń znajduje się na jej podbrzuszu, a chwilę później palce penetrują jej wnętrze, wkładasz je i wyciągasz, drażniąc przy tym najczulszy punkt. Gdy kończysz ciągniesz ją za włosy, ona się pochyla, a moment później ląduje na kolanach. Każesz jej pieścić swojego członka, zgadza się, dzisiaj jest twoją niewolnicą, dała się usidlić, bo chciała się dziko zabawić. Dłonią zaczyna sprawiać ci przyjemność, rozkazujesz jej żeby wzięła go do buzi. Bez mrugnięcia okiem spełnia rozkaz, a ty czujesz się jak w niebie. Na chwilę przestaje tylko po to by spytać, gdzie chcesz skończyć, a gdy mówisz że dzisiaj będzie połykać, wraca do wcześniej przerwanego zajęcia. Kończysz prosto w jej ustach, oblizuje białą ciecz z warg, uśmiecha się, po czym trochę chwiejnie podnosi się do pionu. Przyciska swoje ciało do twojego, prosi o więcej, pragnie twojego dotyku, który ją boli, ale ten ból jest przyjemny.
  Słyszysz dźwięk budzika, który przerywa jeden z przyjemniejszych snów, który cię spotkał. Pocierasz twarz dłonią, po czym zasiadasz na łóżku, a nogi bezwładnie opadają w dół. Zdajesz sobie sprawę, że całe wyobrażenie namiętnej kochanki to tylko sen i nie podoba ci się to. Nadal pamiętasz te czekoladowe tęczówki kobiety ze snu. Dźwięk dzwonka do drzwi przerywa twoje rozmyślenia. Wstajesz i w samych spodniach idziesz otworzyć, a za drzwiami pojawia się dziewczyna ze snu, która przestawia się jako Lena. Teraz dopiero zacznie się prawdziwa zabawa.

Adnotacja: Pozdrawiam serdecznie, miałam pomysł na scenę erotyczną, nie miałam dobrego opowiadania by ją umieścić, stąd się wzięła ta jednorazówka . Scena erotyczna jest nieco okrojona, bo w wordzie wyszło tego o wiele więcej, ale wzięłam i ocenzurowałam. Mam nadzieję, że nikogo nie zgorszę - bo nie ma czym.
Wczoraj Kamil Stoch został Mistrzem Świata i mimo bolącego gardła, 38 stopni na termometrze i bólu każdej części ciała oczy mi błyszczały ze szczęścia.

niedziela, 17 lutego 2013

018. Pomyłka - ludzka rzecz.


To tylko krok by granicę przekroczyć

Miłość. Jedno z tych uczuć, które trudno określić. Często myli nam się z zauroczeniem, fascynacją lub zwykłym pożądaniem. Miłość jest ślepa.
Kocham. Kocham rodzinę, przyjaciół i moje nowe buty. Mogę powiedzieć, że kocham happysad albo wilki, mogę również mówić, że kocham swoje oczy, włosy albo kształt nosa. Mogę też powiedzieć, że kocham Ciebie, ale nie wiem czy chcę. 
Kochasz. Możesz mi mówić, że mnie kochasz od kiedy pierwszy raz otarliśmy się ramionami na szkolnym korytarzu, a ja mogę nie pamiętać tej sytuacji. Możesz wyznawać mi miłość, ja nie muszę jej przyjmować. Możesz też kochać ją, bo jest łatwiejsza, nie robi problemów i jest ugodowa. Możesz, ale nie musisz. 
Kochamy. Każde kocha coś innego, chyba że akurat te uczucia są odwzajemnione przez nas. Ja kocham Ciebie, Ty kochasz mnie - tak nie jest. Miłość jest dziwna.
Zauroczenie. Mogę powiedzieć, że wpadłeś mi w oko i możesz siebie wyciągnąć z niego. Powiem też, że siedzisz w mojej głowie i chcę Cię z niej wyrzucić, a Ty się dostosuj.
Fascynacja. Co mnie w Tobie właściwie fascynowało? Ten wzrok przeszywający, tajemniczy - to mnie intryguje. Chciałam poznać Twoje tajemnice.
Pożądanie. Tyłek masz fajny. Jesteś moim miłosnym podnieceniem.
Miłość. Pomyliłam się. To nie było to. Uczę się na błędach, ale seks był nieziemski.

Cóż, czasem granicę ktoś przekracza, a w życiu?
Nie ma powrotów, czas przecież nigdy nie zawraca.

Adnotacja: Napisałam to w Walentynki, które bojkotowałam pisząc to na serduszkach i wpierdalając pralinki z advocatem. 
Mam jeszcze trochę czasu, ale próbuję sobie sprecyzować na jaki kierunek się udam. Zarządzanie i menadżerstwo sportem, albo dziennikarstwo sportowe - bądź co bądź coś ze sportem, po tym drugim zostanę prezenterem Polsatu :).

niedziela, 27 stycznia 2013

017. Pięć uczuć codzienności.


Ja poczekam jeszcze na swoją miłość. Może przyjedzie następnym pociągiem? Albo jeszcze późniejszym? A może nie przyjedzie wcale? Nie szkodzi, mam już wprawę w oczekiwaniu na pociągi, które nie przywożą nikogo.

 Miłość to słowo trudne do zdefiniowania. Każdy rozumie je inaczej, ale czym tak naprawdę jest miłość? To zbiór wszystkich uczuć, które kotłują się w naszej duszy, grają w sercu, śpiewają w umyśle. Miłość to radość, fascynacja, pożądanie, namiętność - czyli nic konkretnego, to też żal, smutek, gorycz porażki. I za co tak naprawdę kochasz? No właśnie, nie znasz odpowiedzi. Bo kocha się za nic. Kocha się za poranny uśmiech, poplątane włosy, radosny błysk w oku. Kocha się za iskrzące oczy, za ciepłe ręce oplatające ciało i za te wszystkie niedoskonałości w wyglądzie. Każdy jest wybrakowany. Ważne jest by dostrzec wszystkie zalety, bo wady są wadami - nie pozbędziemy się ich, ale możemy zrzucić je na dalszy plan. I widzisz jakie to dziwne? Teraz okazuje się, że kochałaś. Kochałaś prawdziwie, ale zbyt późno się zorientowałaś. Teraz jesteś sama.
 Szczęście. Kolejne trudne słowo do zdefiniowania. Szczęście jest ulotne. W jednej chwili promieniejesz, w innej rozpaczasz. Każdy sam decyduje co jest dla niego szczęściem. Jedni twierdzą, że to słońce jaśniejące na niebie, inni patrzą w oczy swojego partnera i twierdzą, że to jest szczęście. Ale jak rozbijemy to słowo znajdziemy pod nim radość, euforie, endorfiny. Czekolada też może być szczęściem, a Ty znajdź swoje.
 Nienawiść. Podobno negatywne uczucie, no właśnie podobno. Zawistni ludzie żyją dłużej - tak twierdzę, ale nie możesz słuchać tego co ja mówię. Nie możesz być taka sama, bo to zwyczajnie nie wyjdzie. Każdy jest sobą, inną jednostką. Każdy nienawidzi podobnie, ale każdy obiera na cel inne rzeczy, osoby. Ja nienawidzę robactwa. Wszelkie muchy, pszczoły, biedronki przyprawiają mnie o mdłości. Ty możesz nie lubić miodu albo chociażby głupiej pospolitej truskawki, nikt Ci nie zabrania. Nienawiść jest dla ludzi. Zastanów się do kogo lub czego żywisz to uczucie.
 Strach. Mówią, że ma wielkie oczy, ale czy w ogóle je posiada? Bać się można wszystkiego, ludzie z tego powodu zaczęli wymyślać fobie i wiesz co? Uważam, że to żałosne. Mogę sobie przypisać arachnofobie, ale te małe pająki zabijam laczkiem i wcale nie mdleję. Jest też ornitofobia. Boję się ptactwa, ale co z tego, skoro on może zostawić mi białego kleksa na ramieniu nie wiedząc o moim strachu. Uważam, że najgorzej mają Ci co wmówili sobie antropofobie. Jak oni robią zakupy, jak chodzą do lekarza, jak udzielają się społecznie? Przecież żyją w środowisku, nie izolują się, wymyślili chorobę na swoje potrzeby. I to właśnie jest prawdziwy strach, strach przed uczuciami. Ty też się boisz.
 Samotność. Każdy jest sam, ale nie każdy jest samotny. Boisz się jej? Ja się boję. Boję się, że będę miała pięćdziesiąt lat i cztery koty, które jako jedyne będą dotrzymywać mi towarzystwa. Boję się samotności. Chcę znaleźć miłość, chcę być z kimś, chcę dzielić swoje troski na pół. Nie chcę żyć sama, nie chcę budzić się w mieszkaniu i nie mieć kogo powitać pocałunkiem. Nie chcę tego, ale co los przyniesie tego nie wiem. Ty też nie znasz swojej przyszłości.

Trzeba umieć czekać. 

Wszystko w swoim czasie, nie?


Adnotacja: Wybaczcie miałam zły dzień, tydzień, miesiąc, rok. Nie wracam jeszcze, nie wiem czy chcę wrócić. Nie znalazłam swojej rzeczywistości, wciąż jej poszukuję teraz znajdziecie mnie tylko na Krótkich historiach, a niebawem na Grzesiu.
Napisałam to pewnej nocy  w moje zacne ferie, które dobiegły końca i w sumie w domu siedziałam cały miesiąc na tabletkach lecząc wszystkie choróbska. Jutro pobudka o 5 co nie napawa optymizmem.

sobota, 5 stycznia 2013

016. Moje szczęście ~ Michał Ruciak.



Bo wszystkie drogi stąd prowadzą na tory

Wszystkie drogi stąd na kolejowy most
Staram się z całych sił lekceważyć niedosyt
Tu miłość trzyma się na ślinę
A szczęście o włos


    Kiedyś spotkałam szczęście. Było one normalne, chociaż wywoływało niesamowity uśmiech na mojej twarzy. Było pierońsko wysokie. Niecałe dwa metry wzrostu wprawiające moje serce w szybsze bicie. Miało ręce, nogi, uszy a nawet oczy oraz usta warte niejednego grzechu.
    Moje szczęście grało w klubie siatkarskim, a na jego trykocie dumnie prezentował się numer szesnasty. Odbierało atomowe zagrywki, zdobywało asy serwisowe, atakowało tak by go nie zatrzymać i blokowało skutecznie swoich przeciwników.
    Moje szczęście miało żonę - Justynę, a nawet dwóch synów, którzy w przyszłości zapewne zostaną równie przystojnymi mężczyznami jak tatuś. Starszy Rafał i młodszy Filip byli prawdziwymi skarbami, a w ramionach ukochanego ojca wyglądali rozkosznie. Niewątpliwie byli również jego największymi fanami.
   Moje szczęście wyglądało nienagannie. Seksowny zarost na twarzy lepszy od tego, który prezentował się u Rouziera. Nogi jak marzenie, lepsze od tych, które posiadał Winiarski oraz oczy pełne ciepła  w których można było utonąć lepsze niż Kurka.
   Moje szczęście było jedynie moim przyjacielem, którego widywałam gdy odwiedzał rodzinne strony Świnoujścia.

Adnotacja:  Bardzo, bardzo krótki bo pisane którejś pięknej nocy około godziny 4 :) 
I wiecie co: potrzeba zachwiana rzeczywistości w sposób autodestrukcyjny rodzi się w nas na skutek wyolbrzymiania problemów, które każdego dnia bezlitośnie wykorzystują kruchość naszego umysłu... Masz swoją własną rzeczywistość, a nawet kilka i czasem nie wiesz której się trzymać.
A więc na razie tutaj mówię żegnaj, idę szukać swojej rzeczywistości - tutaj jej nie znajdę.