czwartek, 4 lipca 2013

029. Mecz życia.


/Nasza siatkarska drużyna w niebie jest coraz silniejsza/

Stałeś na dachu jednego z  budynków znajdujących się w Rzeszowie, w twoich dłoniach znajdowała się mikasa, którą co jakiś czas delikatnie podrzucałeś w górę. Patrzyłeś w okna mieszkania na trzecim piętrze. Widziałeś niesamowicie piękną kobietę z brązowymi włosami, której twarz rozświetlał uśmiech, ale ty wiedziałeś, że jest on wymuszony, w ogóle się nie cieszyła co więcej była zrozpaczona. Ganiała małą dziewczynkę z warkoczem, której różowa sukienka radośnie podskakiwała z każdym jej ruchem. Ona jako jedyna nie do końca wiedziała co się dzieje. W pokoju obok siedział chłopak, tak bardzo podobny do ciebie, twarz miał schowaną w dłoniach, przejmował się całą tą sprawą, był bardzo dojrzałym młodym mężczyzną, który tęsknił. Nie sprawiało mu radości nawet granie na PSP, które wprost uwielbiał. Oddałby wszystko co ma, żebyś ty znowu był obok, mówił do niego "synu" tym swoim ciepłym głosem i rozmawiał na wszelkie nurtujące go tematy. Chciał tak niewiele, ale jednak zbyt dużo by to dostać. Spojrzał smutnymi oczyma na korytarz, widział matkę, która codziennie powstrzymywała łzy by w nocy dać upust emocją i szlochać w poduszkę. Widział młodszą siostrę, od której biła niesamowita beztroska, a w jej oczach dostrzegał niewiedzę. On zdawał sobie sprawę co się wydarzyło i dlatego chciał być taki jak Dominika. Patrzyłeś na tą scenę rozgrywającą się niegdyś w  twoim miejscu na ziemi i gdybyś coś czuł zapewne twoje serce właśnie rozrywałoby się na strzępy, ale ty nie czułeś...już nie czułeś. Twój wzrok znowu wylądował na przedmiocie trzymanym w dłoniach, piłka tak przyjemnie wyglądała, miałeś ochotę pójść na halę i poodbijać, chciałeś zagrać ostatni mecz, niedługo miałeś kończyć karierę - rozmawialiście o tym w rodzinnym gronie, ale to życie wszystko zweryfikowało i bezlitosny los zakończył ją zanim w ogóle zdążyłeś o tym wspomnieć trenerowi, drużynie, a nawet mediom. Zaśmiałeś się, chciałbyś być w dwóch miejscach na raz, chciałbyś znowu być sobą, tym zabawnym Krzysiem, który wszystkich irytował gdy biegał wraz z kamerą. Chciałbyś tulić ukochaną żonę, czytać bajki małej Dominice, przekomarzać się z Sebastianem i denerwować Achrema komentarzami dotyczącymi jego mowy w ojczystym, polskim języku. Chciałbyś podbijać piłki niezdolne do obrony, klepać po plecach przyjaciół z boiska dodając im przy tym niesamowitej motywacji i patrzeć na radość kibiców waszej twierdzy. Chciałbyś to wszystko zrobić, a potem dopiero odejść z poczuciem spełnienia.
-Krzysiu czas się pożegnać - usłyszałeś za sobą głos, głos należący do twojego najlepszego przyjaciela jakiegokolwiek miałeś. Arek już dawno od was odszedł, tęskniłeś za nim, płakałeś, chciałeś by wrócił, ale wtedy Wagner postanowił go zabrać do swojej drużyny, a ty nie miałeś na to wpływu.
- Już Arek, już idę. Mam pytanie mój przyjacielu. Czy Ty też tak tęskniłeś za Agnieszką, gdy wiedziałeś że już jej nie zobaczysz, nie poczujesz ciepła jej dłoni, nie usłyszysz radosnego dzień dobry, ani nie ucałujesz tych jej malinowych ust?
-Miałem tak samo Krzysiu, też się zastanawiałem jak to będzie, ale boss mi powiedział, że nic nie dzieje się bez przyczyny i widocznie tak miało być. Chodźmy już bo trener się denerwuje, jutro gramy mecz - powiedział tym samym wyrywając cię z zamyślenia i gdy odwróciłeś się w jego stronę chwycił twoją dłoń i ruszyliście na halę.
Stałeś na boisku, a wokół ciebie były zapełnione trybuny. Po drugiej stronie boiska jakiś Bułgar zagrywała piłkę, którą idealnie dograłeś rozgrywającemu, a Arek zakończył całą akcję swoim niesamowitym gwoździem. Uśmiechnąłeś się serdecznie widząc cyfrę 16 na jego koszulce, taką samą jak miałeś ty oraz cała wasza drużyna. Zakończyło się spotkanie, znowu zostaliście mistrzami Nieba, a medale, które dostaliście dedykowaliście tym, którzy nadal walczą o punkty na Ziemi. Wagner był z was dumny i gdyby mógł to płakałby ze szczęścia jak wy wszyscy. Graliście swoje mecze, mecze swojego życia, nie na Ziemi ale tutaj w Niebie.

Adnotacja: Przepraszam za to u góry, przepraszam za uśmiercenie Krzysia - mam nadzieję, że będzie grał co najmniej do pięćdziesiątki, a potem zostanie trenerem jakiś dzieciaków, które będą nadzieją polskiej siatkówki :). Napisałam to bo miałam taką ochotę, bo taki mam humor.
Zapraszam was tutaj i tutaj :)

5 komentarzy:

  1. Smutne, piękne:( Ot co. Wzruszyłam się i nic innego nie napiszę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszyłam się, czytając tę historię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierdolę. Za piękne, za dotykające, za wzruszające.
    I chyba nic innego z siebie nie wykrzeszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. za to wzruszenie, które zafundowałaś, daruje Ci uśmiercanie Krzyśka ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojoj. Jakie piękne. Nie mogę się ogarnąć. tak, popłakałam się. Przepraszam, nic innego nie wymyślę.

    OdpowiedzUsuń