czwartek, 27 czerwca 2013

028. Można wygrać lub przegrać, nie ma nic pomiędzy...


Ostatnia akcja meczu, idziesz na zagrywkę, podrzucasz w górę żółto-granatową mikasę, którą ponownie łapiesz w wielkie dłonie, dwa razy odbijasz ją od parkietu, słyszysz dźwięk gwizdka, zerkasz w stronę punktacji 24:20 dla twojej drużyny. Wyrzucasz piłkę w górę, zbierasz się do zagrywki i gdy ta z plaskiem przelatuje na stronę przeciwnika liczysz na ich potknięcie. Raz - prawidłowy odbiór, dwa - rozegranie godne geniuszu Nikoli Grbicia, trzy - atak, silny aczkolwiek odbity rykoszetem od bloku. Piłka w grze! Igła dogrywa do Łukasza, ten idealnie wystawia gubiąc blok i twój kończący atak. Wybuch niesamowitej euforii w kwadracie dla rezerwowych, uściski kolegów z drużyny, wspólna uciecha z kolejnego medalu, gratulacje od trenera i podanie dłoni przeciwnej, przegranej drużynie.
Stoisz na tym boisku i uśmiechasz się wesoło, nie możesz uwierzyć, że wywalczyliście kolejny medal mimo wcześniejszych porażek z Brazylią i Francją, którymi rozpoczęliście ten turniej. Zaczynasz się śmiać, podchodzi do ciebie jeden z redaktorów i prosi o zabranie kilku słów, chętnie się zgadzasz.

Redaktor: Pomimo nieudanego startu w Lidze Światowej obroniliście tytuł, jak się z tym czujesz?

Ty: Trudno w to uwierzyć, wszyscy powoli tracili w nas wiarę, my jednak wiedzieliśmy, że z meczu na mecz jesteśmy jeszcze wspanialszą i silniejszą drużyną. Gdyby nie trener i cały sztab nie dokonalibyśmy tego, a teraz możemy się tylko cieszyć z obronionego tytułu pomimo kilku gorszych meczy. Ja jestem bardzo zadowolony i jeszcze to chyba do mnie nie dotarło.

R: Chciałbyś powiedzieć coś kibicom?

T: Pewnie, mam nadzieję, że wszyscy którzy byli z nami mimo wszystko - cieszą się teraz tak samo jak my. To dobry powód do oblewania więc bawcie się i świętujcie. Wracamy do was z medalami.

R: Teraz stoi przed wami kolejne wyzwanie, Mistrzostwa Europy. Macie aspiracje na wygranie tych rozgrywek?

T: Jak zawsze będziemy walczyć o najwyższe cele. Mamy nadzieję, że zdobędziemy kolejny medal do kolekcji i damy ludziom kolejne powody do radości.

R: Dziękuję bardzo za te kilka słów, a teraz uciekać celebrować, bo wypiją Ci całego szampana.

T: Idę, idę, dziękuję.

Podchodzisz do grupki mężczyzn, która wesoło wykrzykuje różne słowa, łapiecie się za ręce i idziecie w stronę polskiej widowni by się ukłonić, podziękować za wsparcie i razem z nimi cieszyć. Patrzysz w stronę trybun i dostrzegasz ją. Siedzi na jednym z krzesełek, ze łzami w oczach, trzymając w ręku szalik z napisem Polska. Raduje się razem z wami. Patrzysz na nią przez dłuższy czas, brązowe włosy straciły dawny blask, policzki jakby się zapadły, a teraz znajdują się na nich wymalowane biało-czerwone barwy, trochę schudła od waszego ostatniego spotkania. Uśmiecha się, ale nie tak promiennie jak kiedyś. Kiedyś śmiały się jej oczy i cała promieniowała, a teraz...teraz po prostu się uśmiecha. Widzisz przy reklamach Olę, więc podchodzisz do niej i składasz na jej policzku pocałunek. Ona wstaje i kieruje się jak mniemasz do wyjścia, żegna się jeszcze z kilkoma dziewczynami, przytula Iwonę, Sebastiana i Dominikę i znika. 
Wracacie do Polski, całe lotnisko w Warszawie wypełnione jest polskimi barwami. Gdy wychodzicie słyszysz typowe przyśpiewki, Igła razem ze swoją nierozłączną kompanką - kamerą, biega i wszystko nagrywa. Macie udokumentowany moment radości Polaków. 
Dostaliście wolne, w końcu się wam należało. Macie kilka dni by zregenerować siły, pobyć z rodzinom, dziewczynami, znajomymi. Po prostu by się bawić. Siedzisz z Cichym i dwiema Olami w klubie Vinyl, sączycie kolorowe drinki, a gdy zauważasz w tłumie tą samą brązowowłosą dziewczynę co na trybunach nie wahasz się ani chwili dłużej, tylko kierujesz się ku niej. Łapiesz ją za przegub i pytasz czy to Kostka. Odwraca się w twoją stronę, a ty zatapiasz się w jej czekoladowych tęczówkach, które kiedyś towarzyszyły ci każdego dnia. Pytasz co tutaj robi, kiedy wróciła do Rzeszowa, czemu odeszła. Zasypujesz ją gradem pytań, na które nie otrzymujesz odpowiedzi, zamiast tego mówi, żebyś przyszedł do niej jutro, po czym po raz kolejny znika jak kamfora.
Nazajutrz stoisz przed dębowymi drzwiami ze srebrną cyfrą 6. Pukasz w nie delikatnie, a gdy otwiera Ci Konstancja wchodzisz do mieszkania. Siadasz na kanapie, na której kiedyś co piątek zajadaliście się czekoladowymi lodami, patrzysz na ekran telewizora, gdzie co niedzielę oglądaliście powtórki Kości. Poprosisz o kawę w swoim kubku, a po chwili trzymasz ciepły trunek w swojej dłoni. Tymczasem ona zasiada naprzeciwko ciebie i mówi czemu odeszła i cię o tym nie poinformowała. Po piętnastu minutach tłumaczenia, chwyta dekolt bluzki i delikatnie opuszcza go w dół, ukazując tym samym bliznę, która powstała niedawno, a dzięki której może teraz normalnie funkcjonować. Dziwisz się temu, pytasz czemu nie powiedziała ci o swojej chorobie, mówisz że dalibyście sobie radę razem, a ona mówi, że nie chciała byś rezygnował z czegoś co jest dla ciebie najważniejsze tylko dla niej.  Łapiesz ja w ramiona i mówisz, że była dla ciebie najważniejsza, mogłeś poświęcić dla niej wszystko Ona o tym wie, dlatego nic ci nie mówiła, a teraz wróciła, ale niczego nie oczekuje, bo ty zacząłeś układać sobie życie z Olą, a ona się z tym pogodziła. Wróciła do miasta, nie do ciebie.

Adnotacja: Bo ja tam wierzę w naszych chłopców i nadal mam nadzieję, że obronimy złoto Ligi Światowej. Chyba każdy pamięta tamten wesoły moment i słowa "przestrzelił, przestrzelił Stanley". Tym razem też tak będzie, znowu wygramy, znowu będziemy się radować. 
To powyżej jest o tym, że można coś wygrać, ale również można coś stracić i to los decyduje o naszym życiu. 
Kto słyszał o tym, że Cichy się żeni? Nie słyszeliście? To wam mówię/piszę/whatever. Szczęścia!

niedziela, 23 czerwca 2013

027. Czyjaś.


Dociskasz swoje ciało bliżej jego, głośno pojękujesz, a twoje oczy zachodzą mgłą. Poruszacie się w tym samym tempie, wijesz się jak spragniona kotka, chcesz więcej; chcesz mocniej odczuwać stan spełnienia. Nawet nie wyobraża sobie, że jest bogiem seksu, ale ty wiesz, że jest to twój najlepszy kochanek, a miałaś ich wielu chociaż dziwką nie jesteś. Dochodzicie w tym samym czasie i nie dziwisz się już temu, bo to pierwszy taki mężczyzną, z którym trwasz w stanie ekstazy. Chwilę później on leży obok ciebie na łóżku, zamyka twoją małą dłoń w swojej, kciukiem nakreśla kręgi, a do ucha szepce słowa, które każda kobieta po stosunku z ukochanym chciałaby usłyszeć. Wstrzymujesz oddech słysząc pytanie, pocierasz wolną ręką twarz i zrywasz się z miejsca, nie przejmując się brakiem odzieży. Zaczynasz przeszukiwać szuflady szafki nocnej w celu znalezienia ukochanych fajek, które są ci niezbędne do życia w tej chwili. Z triumfem odpalasz papierosa owijając się w pasiasty koc i wychodzisz na balkon. Ronisz jedną łzę, która musiała pokazać się światu. Drżysz z zimna; z emocji; z niewiedzy co uczynić. Decydujesz się, wracasz, opowiadasz o swoich obawach , twój głos coraz bardziej się łamie. Przytula Cię, gładzi po plecach, zapewnia że będzie przy tobie trwał, gdyż jesteś miłością jego życia. Wierzysz w każde słowo, całujesz jego słodkie usta, jesteś w końcu czyjaś.

Adnotacja: Kocham Hey, kocham piosenkę "byłabym" - dlatego też powstało, w pięć minut - nie mając większego sensu. Po prostu miłość jest dla ludzi, kochajcie i bądźcie kochani. Mówi to osoba niezależna i niedająca się usidlić - dżizas. 

czwartek, 20 czerwca 2013

026. Czarno-czerwona


Widywałeś ją na rzeszowskim rynku, czarne włosy wirowały na wietrze, a czerwone usta prowokowały do grzechu. Ubrana w sukienkę, wesoło skakała po kostkach brukowych zachowując się niczym pięcioletnia dziewczynka, gdy raziło ją słońce uroczo mrużyła oczy, gdy padał deszcz uśmiech nie znikał z jej twarzy, a sama wskakiwała w kałuże. Była radosna, pełna energii i taka pozytywna, że chciałeś ją poznać, ale nie miałeś odwagi tego uczynić.
Kończył się maj, gdy ty z wielką chęcią postanowiłeś wyruszyć na spacer po mieście. Mijając liczne budynki, tysiące ludzi, wymieniając uśmiechy i grzecznościowe zwroty - dotarłeś do miejsca docelowego jakim  był rynek. I znowu ją ujrzałeś, siedziała na jednej z ławek, a w jej dłoniach spoczywał notes, kreśliła różne kształty - rysowała obraz miasta. Przeszedłeś obok, spoglądając na nią i na twojej twarzy zakwitł uśmiech - wesoły uśmiech.
Miesiąc później znowu byłeś w tym samym miejscu i ona też tam była, jej poplątane czarne włosy opadały na ramiona, oczy straciły wcześniejszy blask, a twarz była nienaturalnie blada. Przysiadłeś obok i nie odzywając się - przytuliłeś ją, a ona z wielką ufnością odwzajemniła ten gest, mocząc ci przy okazji koszulkę słonymi łzami. Nie pytałeś co się stało, trwałeś i milczałeś. Ona natomiast opowiedziała ci, że przez ostatnie miesiące żyła miłością i ona ją wypełniała całą, ale gdy miłość się skończyła, zaczęła się nienawiść, a ona tak nie lubi nienawidzić, że postanowiła odejść, a teraz ogarnia ją smutek, bo w końcu żyła z nim te kilka miesięcy i się przywiązała, a teraz jest sama i samotna. On natomiast powiedział, że żaden człowiek nie jest sam, są tylko ci samotni. Nie można być samemu, skoro dookoła są inni i gdyby była teraz sama to on nie tkwił by wbity w ławkę tuż obok i nie próbował jej pomóc. Ona uśmiechnęła się i podziękowała, mówiąc, że chyba ma rację i że chyba go kojarzy - nie tylko z rzeszowskiego rynku, ale również z parkietu Podpromia i telewizji. Przytaknął jej i na prośbę dziewczyny opowiedział  o siatkówce od tak zwanej kuchni, wywołując na jej twarzy ten piękny uśmiech, który uwielbiał podziwiać.
Po sześciu miesiącach tworzyliście zgrany duet, ona była twoją najlepszą przyjaciółką, która zawsze znalazła dla ciebie czas, trzymała kciuki na każdym meczu i po prostu była. A ty byłeś dla niej najlepszym przyjacielem, który wspierał ją i podtrzymywał ten radosny uśmiech na jej ustach. Gdy było wam źle siadaliście na kanapę, a w rękach trzymaliście po kubku kakao z marshmallows i zachwycaliście się jego smakiem jak zawsze. Gdy było dobrze spacerowaliście ulicami miasta, nie zważając na twoje zmęczenie po treningu, piliście wtedy Siorbety, śmiejąc się, że zamrażają wam mózgi. I było wam dobrze, zwyczajnie odnajdywaliście się w swoim towarzystwie, do czasu gdy znalazłeś sobie dziewczynę. Zaczęło się pomiędzy wami psuć, ona nie chciała wam przeszkadzać więc się odsunęła, a tobie brakowało przyjaciółki, której nie zastępowała Alicja. Męczyliście się z tą sytuacją dobre dwa miesiące, aż w końcu Teodora zapukała do twoich drzwi, była trochę nietrzeźwa, a jej oczy świeciły od alkoholu, przecisnęła się pomiędzy twoim ramieniem, a futryną do drzwi i lekko się zataczając padła na twoją kanapę. Zaśmiała się cichutko, prosząc o szklankę wody i najlepiej kieliszek wódki, ale pokręciłeś tylko głową i moment później podałeś jej wspomniany wcześniej napój, tylko bez alkoholu. Czekałeś aż zacznie mówić, nie ponaglając jej, a ona patrzyła się w twoje oczy. Kocham Cię. Te dwa słowa dotarły do ciebie jak w zwolnionym tempie, nie wiedziałeś co powiedzieć czy w ogóle mówić cokolwiek. Ocknąłeś się dopiero gdy ona wstała i skierowała się do drzwi, poszedłeś za nią i wpiłeś się w jej usta, dociskając do siebie wątłe ciało dziewczyny i gdy tak ją całowałeś uświadomiłeś sobie, że odwzajemniasz to uczucie. I teraz byliście razem. Ty i Teodora tworzyliście naprawdę udaną parę i mimo kilku sprzeczek, które towarzyszyły wam we wspólnym życiu - zawsze potrafiliście odnaleźć kompromis i cieszyliście się z bycia razem. 


Adnotacja: To na pewno jest o Resoviaku, nie ważne jakim, można sobie wyobrazić, bądźcie kreatywne i piszcie kogo widzicie na miejscu tego siatkarza. Ja mam swój typ i wydaje mi się, że to o nim pisałam, aczkolwiek pewności nie mam.
Jestem po obozie, jestem wymęczona, jestem śpiąca i trochę podłamana, ale jest dobrze.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

025. Wspomnienia.


Pamiętasz jak siadałeś w trzeciej ławce wraz z rudą dziewczyną na lekcjach matematyki, zawsze śmialiście się z pani Lerek, która była grubą, spoconą nauczycielką nie cierpiącą dzieci. Rozpraszała was różowa pomadka znajdująca się na jej zżółkniętych od kawy zębach, poplamionymi ubraniami, które wyglądały jakby pożyczała je od własnej matki i wiecznie tłustymi włosami, które wiązała w koński ogon. Zawsze wpisywała wam uwagi o dźwięcznie brzmiącej treści "rozmawiali, śmiali się i przeszkadzali w organizacji zajęć" . Wasza wychowawczyni nie zwracała już nawet na nie uwagi, tylko podśmiewała się bo znała bardzo dobrze panią Basię i wiedziała, że ta przesadza. Rudowłosa dziewczynka imieniem Józefina była twoją najlepszą koleżanką; była wyobcowana i każdy śmiał się z jej imienia, ale tobie ono nie przeszkadzało, z twojego też się czasem nabijali. Jako dzieciak musiałeś dzielić swój czas pomiędzy szkołą, a pasją. Spędzałeś godziny na hali sportowej, potem zmęczony jadłeś w domu obiad, odrabiałeś lekcje, kładłeś się spać i wstawałeś następnego dnia  po to by gnać na zajęcia w szkole, by znowu usiąść z Józią w jednej ławce i irytować nauczycieli swoim byciem.
Pamiętasz, ze jako osiemnastolatek wyjechałeś z zimnej Polski do słonecznej Italii. Goniłeś za marzeniami zostawiając swoich znajomych w kraju, w którym stawiałeś pierwsze kroki. Zawsze mówiłeś, że marzenia są najważniejsze; że gdy tylko nadarzy się okazja trzeba je spełniać nie odwracając się za siebie. Ty też się nie odwracałeś, zostawiłeś rodziców, Józię, wszystkich kolegów i koleżanki, i wyjechałeś. Będąc w nieznanym kraju, czułeś się trochę źle, nie mogłeś się odnaleźć. Cała drużyna była dla ciebie wsparciem, a największym trener, który zawsze uważał cię za wielki talent. Mimo młodego wieku, byłeś wspaniałym przyjmującym, mogłeś rywalizować z najlepszymi o swoje miejsce na boisku, a wola walki jaką miałeś w sobie pomagała ci w osiąganiu celów. Dwa lata spędziłeś na obczyźnie włoskich obyczajów, by po tym czasie przenieść się do Turcji, a następnie wrócić do kraju na niewielki okres czasowy.  Dopiero sześć lat później wróciłeś do rodzinnego miasta jakim była Warszawa i ze smutkiem stwierdziłeś, że przez ten czas wiele rzeczy się zmieniło. Nie tylko otaczających ciebie, ty też się zmieniłeś. Rodzice byli zadowoleni, że ich syn postanowił znowu odwiedzić rodzinny kraj, ty też się cieszyłeś. Pytałeś ich o Józefinę, w końcu była waszą sąsiadką, nie mówili wiele, w sumie mówili o niej mało. Matka tylko wspomniała, że wychodzi za mąż; za Marcela, który był twoim dobrym kumplem. Trochę zrzedła ci mina, tęskniłeś za nią przez ten okres czasu i w ostatnim roku swojej tułaczki stwierdziłeś, że chyba ją kochasz. Po pięciu latach uświadomiłeś sobie, że to co was łączyło nie było zwykłą przyjaźnią, a młodzieńczą miłością, którą możecie tylko umocnić. Gdy spotkałeś ją przy Torwarze twoje serce wywróciło fikołka, uśmiech wpłynął na twoje usta, a mięśnie spięły się widząc ją w objęciach Marcela. Podszedłeś i przywitałeś się, całując jej policzek poczułeś chłód bijący od ciała dziewczyny. Wymieniliście ze sobą uprzejmości by później każdy mógł pójść w swoją stronę.
Pamiętasz jak pół roku po tym gdy się spotkaliście, ona zapukała do twoich drzwi. Z łzami płynącymi po policzkach wtuliła się w twoją klatkę piersiową, cicho łkając i zaciągając się powietrzem pomieszanym z twoją wodą toaletową. Opowiedziała wtedy o tym co się działo, siedząc na kanapie ze wzrokiem wbitym w podłogę - mówiła o wszystkim; o tym co ją trapiło, spędzało sen z powiek i o chwilach radości, ogarniającej euforii oraz nadmiarze endorfin. Słuchałeś, potakiwałeś, co jakiś czas donosząc ciepłą herbatę o smaku malin.
Pamiętasz jak położyłeś się wraz z nią do jednego łóżka, dotykając się barkami  - tak jak robiliście to za dawnych czasów? Mówiliście o życiu, nie swoim własnym, ale tym w którym trwa ludzkość; o czasie, który nie ubłagalnie płynie; o śmierci, miłości, przyjaźni.
Pamiętasz jak pokłóciłeś się z nią w dniu ślubu, z którego notabene następnie zrezygnowała wypowiadając w kościele tak bardzo niechciane przez Marcela "nie". Powiedziała mu później, że kocha ciebie; że zawsze cię kochała; że jako jedyny byłeś z nią, gdy cały świat był przeciwko niej.
Pamiętasz te noce, gdy dzieliliście łóżko, a zapach seksu, miłości i spełnienia wypełniał  pomieszczenie? Pamiętasz jak po treningu całowała cię w usta i mówiła, że bardzo cię kocha? Pamiętasz jak jeździła na twoje mecze, by zawsze cię wspierać z niewielkiej odległości; byś czuł się spokojny i mógł rzucić się w jej ramiona? Pamiętasz jak pachniała lawendą i różami? Pamiętasz jak jadła nutellę wprost ze słoika, mówiąc że to jej największy afrodyzjak? Pamiętasz jak zadzwoniłeś, bo pilnie jej potrzebowałeś, a ona nie dotarła? Pamiętasz jak dowiedziałeś się o jej śmierci? Pamiętasz jak miałeś ochotę opuścić świat żywych, ponieważ zło ludzkie cię przerażało? Pamiętasz jak Kubiak i siatkówka pomogli ci się pozbierać?
Pamiętasz to wszystko, bo to twoje wspomnienia. Czasami wesołe, innym razem pełne bólu i cierpienia, które jest nieodłącznym kompanem naszego życia. Wspomnienia zostają w nas na zawsze; nie na fotografiach, a ukryte głęboko w sercu, duszy i umyśle. 


Adnotacja: Zbychu, bo ostatnio mam na niego fazę, w sensie, że pasuje mi w każdym opowiadaniu. Takie o wspomnieniach, gdyż one kształtują Cię jako człowieka, lubię wspominać; lubię przywoływać dobre i złe momenty - dlatego powstało to powyżej :)

wtorek, 4 czerwca 2013

024. żyj z bólem

   

Ludzie od nas odchodzą i to nie z własnej, niewymuszonej woli. Po prostu kończy się ich czas na Ziemi i muszą zasilić Anielskie Szeregi u tego Najwyższego. Ich odejście zawsze przysparza nam ból, ale z czasem ta rana rozdzierająca serce się zasklepia i mimo iż nigdy całkiem nie zniknie, potrafimy oswoić się z tym bólem i z nim żyć.
Siedziałaś nad rzeką, mocząc nogi w lodowatej wodzie. Czerwiec był wyjątkowo chłodnym miesiącem, a dokładniej pierwsze dni tego miesiąca. Patrzyłaś w niebo, fascynowałaś się ptakami, które wirowały wśród chmur. Żyłaś ulotnością chwili i czekałaś; czekałaś na telefon od swojej przyjaciółki. Mijały sekundy, minuty, godziny - całokształt dnia zmieniał się jak w kalejdoskopie, nerwowo spoglądałaś na wskazówki zegara, które w pośpiechu mknęły do przodu, nie zważając na nic. Denerwowałaś się, byłaś zestresowana bardziej niż przed ustnym egzaminem z angielskiego na maturze. Nie mogłaś się do niej dodzwonić; nie mogłaś się z nią skontaktować; nie słyszałaś jej głosu, który na pewno by Cię uspokoił. Była godzina siedemnasta, ktoś usiadł obok Ciebie otulając Twoje ciało miękką bluzą. Uśmiechnęłaś się przez łzy i wsparłaś głowę o jego ramię, gdy usłyszałaś głos mężczyzny mówiący, że ona przegrała swoją walkę; że odeszła; że choroba zwyciężyła. Nie wierzyłaś; nie docierało to do Ciebie, chciałaś się obudzić z tego koszmaru; chciałaś usiąść naprzeciwko niej i śmiać się ze snutych opowieści; chciałaś spotkać ją na ulicy, gdy szła wtulona w ramię ukochanego mężczyzny, pchając wózek z małym dzieckiem. Chciałaś tak niewiele, ale jednak wiele. Chciałaś niemożliwego. Rozpłakałaś się na dobre, kołysana w ramionach Wojtka nie mogłaś się uspokoić, moczyłaś mu koszulkę zostawiając czarne smugi na śnieżnej bieli. Tego dnia załamał się Twój idealny świat, wiadomość o śmierci najlepszej przyjaciółki zamknęła również Twój wesoły rozdział życia. Nie mogłaś się z tym pogodzić, nie chciałaś.
Mijały lata, a Ty trwałaś zawieszona pomiędzy optymizmem, a pesymizmem, kłaniając się bardziej ku drugiej opcji. Przy Tobie był Wojtek, od tamtego dnia pozostał w Twoim życiu i to jedyny radosny aspekt, który dostrzegałaś. Nadal nie możesz pogodzić się z jej odejściem; była taka młoda, miała kochającego męża, wspaniałe dziecko, całe życie przed sobą. Mogła zawojować świat. Mogła ale nie zdążyła. W każdą rocznicę śmierci zanosisz na jej grób bukiet kwiatów składający się na liczbę lat, które przeżyła. I z niedowierzaniem wpatrujesz się w zdjęcie na pomniku, które pokazuje jej uśmiech, ten uśmiech który potrafił rozświetlić najbardziej pochmurny dzień. I teraz już wiesz, że czas nie goi ran, on tylko przyzwyczaja do bólu, a Ty z tym bólem musisz żyć - zagłuszając go lub rozdrapując. 

Ku pamięci Agaty Mróz-Olszewskiej, która 4 czerwca 2008 roku pożegnała się z Ziemią i zasiliła Anielskie Szeregi rozgrywając mecze siatkówki w Niebie i zostając Aniołem swojej rodziny.

Adnotacja: Chciałam to napisać, musiałam to opublikować. Idę po raz setny zagłębiać się w filmie "Nad życie" i wylewać tony łez.