środa, 28 listopada 2012

009. Kurewsko dobrze.



   Patrzę nieprzytomnym wzrokiem na panoramę miasta, która rozciąga się z dachu najwyższego budynku w mieście. W dłoni dzierżę butelkę Jacka Danielsa - mojego najwierniejszego kompana, przez ostatnie miesiące. Jest noc. Pochylam się w przód, widzę światła latarni, gdzieniegdzie można zauważyć małe postacie ludzkie - wyglądające jak mrówki. Biorę łyk brunatnej cieczy, piecze mnie w przełyku, w środku rozlewa się ciepło. Nachylam się chwiejąc na nogach, wyciągam paczkę waniliowych Black Devili. Podpalam jednego zaciągając się. Przymykam oczy - rozkoszuję się chwilą. Podnoszę do góry butelkę whisky, podchodzę do krawędzi - Za ten pojebany świat. - krzyczę. Biorę kolejny łyk, uśmiecham się, spuszczam głowę w dół. Skaczę. Czuje się wolna, wyzwolona, kończą się problemy. Moja maska znika, śmierć odcina mnie od udawania, teraz mogę być sobą. Żegnam się ze światem z pierdoloną świadomością, że przez ten moment było mi dobrze, tak kurewsko dobrze.

Adnotacja: Bo czasami każdy chce ściągnąć maskę pod którą skrywa swoje prawdziwe JA. A ja mam kurewsko wielkie natchnienie i napisałam to u góry, zamiast zabrać się za referat z prawa.



sobota, 24 listopada 2012

008. Odrobina wyuzdania.



   Znajdź odpowiedniego faceta. Takiego, który rano przychodzi do sypialni ze śniadaniem na tacy i jest czuły oraz romantyczny, a wieczorem zmienia się w demona i kipi w nim pożądanie. Znajdź takiego faceta, a cały świat będzie u twych stóp. 
   Kobieta -osobnik żeński, znany z tego, że czeka na wymarzonego księcia z bajki, który jest ideałem. Życie to nie film, ideałów nie ma, a ona dobrze o tym wie. I wiesz co ona jest słaba. Tak właśnie tak, dobrze czytasz S Ł A B A. Potrafi na skinienie palca o drugiej w nocy jechać do niego do domu, gdy poczuje się źle. Jest jak dostawca pizzy, zawsze dostarcza zamówienie do domu. Podaje się na tacy, jest za miła, a będąc miłą dziewczynką nic nie osiągnie. Pamiętaj, że dziewczyny zakochują się w łobuzach, a ty powinnaś być zołzą.
   Mówiłaś o uczuciach, byłaś miła i zostałaś sama. Powinnaś jebać te wszystkie emocje, pokazywać swoją seksualność i być tajemnicza. Wtedy byś go zaintrygowała i została z nim, a nie z tą pustka co wypełnia twe serce. Bezsprzecznie jesteś popierdoloną romantyczką, która nie ma prawa bytu.
   On chciał seksu, marzył o ciepłym posiłku po powrocie z pracy, marzył o twoim wyuzdaniu i sensualności, marzył o pieprzeniu się na blacie kuchennego stołu albo szybkim numerku w łazience. A ty nie potrafiłaś mu tego zapewnić, gdyż chciałaś ciepła, dobroci i miłości. Seks nie miał być szybki, mieliście poznawać swoje ciała -  milimetr po milimetrze, nie chciałaś fajerwerk, wolałaś prostego seksu w łóżku, gdyż tam jest najwygodniej. Nie spełniałaś oczekiwań.
   A teraz co? Marzysz o nim i to tylko marzenia. Wiesz, że się nie spełnią, bo on znalazł swój pierdolony ideał kobiety. A ty się do niej porównujesz i wiesz co? Poniżasz siebie, bo nie znasz swojej wartości. Jesteś za miła na ten świat. 

Adnotacja: Bezsprzecznie jestem popierdolona i samotność źle na mnie działa, przestaje czytać twórczość Agrov Sherry, rzucam ckliwe dramaty i generalnie jestem jebanym chaosem i czas się ogarnąć. Sovia wygrała, Zaksa w ciężkich pięciu setach też pokonała Częstochowian jestem szczęśliwa z tego powodu. No i zaczęła mi się podobać gra Kubiaka :).

środa, 21 listopada 2012

007. Ile mogę?


Wokół mnie tylu ludzi, chciałbym widzieć lepszy świat
   Codziennie spotykamy tysiące ludzi, mijamy ich, zapamiętujemy twarze, zawieramy nowe znajomości, zakochujemy się, kłócimy. Wewnątrz nas wrzą setki emocji. Toczymy bitwę pomiędzy tym co powinniśmy, a tym czego chcemy. Umysł próbuje być przewodnikiem, ale walczy ze sercem. Wybieramy opcję widzenia świata przez różowe okulary. Tak jest dobrze.

Chciałbym zabrać ich do góry, powiedz jak wiele mogę im dać?
   Chciałabym poznać ich pragnienia, marzenia - pomóc im w realizacji. Każdy powinien otrzymywać od życia tyle na ile zasłużył. Wolałabym zająć się ich życiem, niż gubić się w swoim. Tak jest lepiej.

Tylu ludzi, chciałbym widzieć lepszy świat
   Na ziemi żyją miliony ludzi, nie poznam ich wszystkich nigdy, ale każdy jest taki sam. Dostał życie bo na nie zasłużył. Egzystuje, walczy o byt, chce być wolny. Chciałabym pomóc im walczyć, być ich przewodnikiem, pomagać, wspierać, zapominając o tym co dotyczy mojej osoby.

Ze spokojem w nim się budzić, mieć więcej zysków niż strat
   Bo zasługujesz na szczęście, pokój, radość. Wymazując ze swojego życia to co złe, wszystko co negatywne. Gdybym tylko mogła, zrobiłabym to. Pieprzona altruistka.

Adnotacja: Moja natura zaprzecza temu powyżej, jestem pierdoloną egoistką i dobrze mi z tym :). Te-Tris musiał wjechać - uwielbiam tą piosenkę.

sobota, 17 listopada 2012

006. Idealnie nieidealni ~ Grzegorz Kosok


  Każdy z nas kiedyś marzył o księciu z bajki, zafascynowany Waltem Disney'em. Marzyliśmy o wychowanym mężczyźnie z dobrymi manierami, który wie jak traktować dziewczynę i kocha całym swoim sercem. Marzyliśmy o prawdziwej miłości, która potrafi pokonać każdą złą chwilę; która zawsze zwycięża i nie można jej zniszczyć. Marzyliśmy o szczęśliwym życiu, usłanym różami. Marzyliśmy, ale na marzeniach się skończyło.
  A czym się różni rzeczywistość? No właśnie tym, że nie ma księcia z bajki, nie zawsze pojawia się happy end, a my samotnie siedzimy w salonie z kieliszkiem wina i wiśniową fajką w ręce, której dym szczypie nas w oczy. Patrząc na komedie romantyczną lecącą w telewizji po naszych policzkach płyną kryształowe łzy. Zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie zakochamy się jak główni bohaterowie filmu wpadając przypadkiem na siebie i wylewając kawę na śnieżnobiałą koszule. Życie nie jest filmem, a ludzie nie są bohaterami, aczkolwiek marionetkami w rękach tych, którzy potrafią nami władać.
  Ona nie siedziała w salonie użalając się nad swoją samotnością, ale w kawiarni pochłaniając drugi kawałek tiramisu, które dzisiejszego dnia smakowało wybornie. Kawałki ciasta popijała czarną jak smoła, gorzką kawą. Oglądała ulice zza okna, widziała setki osób spieszące się, aby wykonać wszystko co wcześniej zostało zaplanowane. Ona się tym nie przejmowała: siedziała, jadła, rysowała, a czas mijał. Właśnie tworzyła kolejną przygodę jamnika Anastazego,uśmiechając się do siebie i zerkając za wielkich okularów, które spoczywały na zgrabnym nosie. Ktoś ją lekko trącił  w ramię, nie zwróciłaby na to większej uwagi, gdyby nie fakt iż, ucho Anastazego zostało poszarpane.
  - Uważaj trochę, ludzie tutaj pracują. - burknęła niemiło, nie patrząc nawet na osobnika.
  - Przepraszam, może w ramach rekompensaty kupię pani kawę? - spytał uprzejmie, a jego melodyjny głos uniósł się w eterze.
  - Obejdzie się. - rzekła spoglądając na mężczyznę.
  Niewątpliwie był strasznie wysoki, delikatny zarost na policzkach idealnie pasował do jego twarzy, a brązowe tęczówki iskrzyły się, zmieniając raz po raz swoją barwę na odcień  mlecznej czekolady. Ręce miał schowane w kieszeniach spodni i mierzył około dwóch metrów, co przy jej metr pięćdziesiąt cztery było strasznie dużo.
  - Kultura jednakże nakazuje się przedstawić. Jestem Grzegorz. - rzekł wyciągając dłoń w stronę nieznajomej kobiety. - Przysiądę się. - dopowiedział po krótkiej chwili wyczekiwania, gdyż zdawało mu się, że traktuje go jak powietrze.
  Zajął miejsce przy jej stoliku, siadając naprzeciw, uważnie obserwował każdy ruch kobiety. Widział jak poprawia opadające loki na jej czoło, odgarniając je ręką; jak wytyka koniuszek języka cieniując postać jamnika; jak drapie się po policzku dopracowując detale oraz to jak skupia całą swoją uwagę na wyimaginowanej postaci z książek dla dzieci.
  - Czemu się dosiadłeś? - spytała, nie odwracając wzroku od brulionu papieru.
  - Miałem taki kaprys.
  Grześ trochę zmieszany uciekł wzrokiem w stronę kelnerki, na którą skinął głową, a po chwili młoda kobieta wdzięczyła się do mężczyzny, przyjmując zamówienie na latte.
  - Ja mam kaprys wyjść. Adieu.
  Pozbierała swoje kartki, zostawiła należne pieniądze na stoliku i zakładając ciemnozieloną torebkę na ramię opuściła lokal. Wychodząc na zewnątrz, uderzyły w nią promienie słoneczne, które rozjaśniły jej twarz, a loki na głowie zmieniły barwę na bursztynową. Szła przed siebie, ukazując śnieżnobiały uśmiech przechodnią. Kiwała rytmicznie głową, podśpiewując pod nosem piosenkę Liany Foly. Zawsze uwielbiała francuską muzykę, to dzięki niej czuła się wyzwolona i to ona wprawiała ją w dobry nastrój.
  - Nie przedstawiłaś mi się.
  Usłyszała głos dochodzący gdzieś zza jej pleców, odwróciła delikatnie głowę, a gdy ujrzała twarz natręta z kawiarni przyspieszyła kroku. Niestety dogonił ją i chwycił delikatnie za rękę, odwracając w swoją stronę.
  - Jestem Lilianna. - powiedziała, patrząc prosto w jego oczy.
  Zawieranie znajomości to ważna sprawa, nie powinniśmy odpychać ludzi, którzy chcą nas poznać, nigdy nie wiemy czy w najbliższej przyszłości nie zostaną oni naszymi przyjaciółmi, albo ludźmi z którymi zapragniemy dzielić radości i smutki. Każda znajomość może wnieść coś nowego do naszego życia, może zapoczątkować nową przygodę. Lilianna widząc pierwszy raz Grzegorza nie spodziewała się, że obróci on jej życie do góry nogami; że diametralnie zmieni to co było; że dzięki niemu każdego dnia będzie wstawać z uśmiechem na twarzy budzona pocałunkiem ukochanej osoby; że ktoś nauczy ją kochać.
  I tak Lilianna Maleszka znalazła swego księcia z bajki, w którego rolę wcielił się Grzegorz Kosok.

Adnotacja: Swego rodzaju debiut, gdyż pierwsze jednorazowe opowiadanie o siatkarzu. Fuck yeah, cieszę się, że je dokończyłam, gdyż miałam kilka zawirowań i obawiałam się, że nie dam rady. O miłości, gdyż wszystkim dookoła dobrze się układa :). A historia jamnika Anastazego jest prawdziwa, nie pamiętam kto ilustruje, ale jest książka dla dzieci o takim piesku ;).

wtorek, 13 listopada 2012

005. Ich już nie ma.



Jak spotkasz ich pozdrów i spytaj jak żyją,
bo łączyło nas więcej niż przyjaźń i piwo.
To smutne zabiła ich ulica i miłość,
i przez to nic już nie będzie jak było.

     Coś się kończy, coś się zaczyna. Nic nie trwa wiecznie, wszystko przemija. Nie zatrzymuje się w miejscu, gna do przodu. Gdy musimy coś przemyśleć, pospiesza nas. Nie patrzy na przeszłość, nie staje na moment, nie daje chwili wytchnienia. Pędzi do przodu, przesuwając swe wskazówki i wydając irytujący dźwięki, tik - tak, tik - tak, gna, ponagla, nie staje. Znów słyszysz dźwięk zegara, znowu zaciskasz pięści. Mogło być inaczej – myślisz. Nie było chwili na przemyślenia, wszystko zniknęło. Ludzie odchodzą, zostawiają nas samych. Tym razem odeszliśmy, bo nikt nas nie kochał. Pochłonięci monotonią dnia. Bez szkoły i pracy, perspektyw, żyjąc chwilą. Na dłuższą metę, nikt tego nie uciągnie długo. Skazujemy się na samotność – drogę do śmierci. Samotność, otacza nas zewsząd, wciąga nas w nałogi. Na początku to uzależnienie od kawy, co rano sięgając do najwyższej szafki, by zaparzyć ten napój. Później papierosy – jeden za drugim, wciągając substancje smoliste w płuca i trując się, czasami narkotyki – dające chwilę wytchnienia, zapomnienia, znalezienia się w lepszym świecie. Skazani na samotność z błękitnymi tęczówkami i świadomością, że nikt nas nie kocha.

Mieliśmy błękitne oczy i nikt nas nie kochał.
Oprócz nas samych, kurwa nikt nas nie kochał, to smutne
i jeśli jeszcze kiedyś ich spotkasz,
pozdrów ich proszę i powiedz, że szkoda mi ich.

Adnotacja:  Bardziej chodziło mi o przyjaciela niż o miłość, ale interpretacje pozostawiam wam. Pozwolę sobie tutaj zacytować jedynie Annę Jantar: "Nic nie może przecież wiecznie trwać"

niedziela, 11 listopada 2012

004. Déchiré par amoureuse



             Zagubiona we własnych myślach, ciągle próbuję wydostać się z potrzasku. Czuję się jak w klatce i to nie złotej, ale zardzewiałej. Nie odróżniając wspomnieć od rzeczywistości - ciągle błądzę. Potrzebuje mentora, kogoś kto poprowadzi mnie przez życia, albo pokaże właściwą drogę i zniknie. Całe moje życie kręci się wokół jebanego JA, nie przejmuję się innymi, ich uczucia, pragnienia, boleści mnie nie interesują. Jestem JA i we wspomnieniach pojawiasz się TY, w sumie o Nim też pamiętam. Byliśmy we trójkę, jeden za wszystkich – wszyscy za jednego i co? Poszło się jebać. Nierozłączni przyjaciele, którzy mieli wspierać się zawsze.  Z Nim łączyło mnie mniej, ale był; był moim pierdolonym przyjacielem i wiedział kiedy przyjść z czerwonym, wytrawnym winem oraz lodami czekoladowymi, za to TY, TY byłeś tą osobą, która dobrze na mnie działała, do której czułam więcej niż powinnam. Słowa wypowiadane w Twoim ojczystym języku były najpiękniejszą melodią dla moich uszu. Wiesz co? To trochę chore, pokręcone i niepoprawne, ale kochałam Cię, pragnęłam abyś był, ale była też Ona – kochałeś , a JA byłam przyjaciółką czekającą na cud, który nie nadszedł. Odcięłam się, straciłam was obu, jestem tylko rozdarta uczuciowo JA.

Adnotacja: Nie ma nic wspólnego z moimi wewnętrznymi uczuciami, ale lubię takie egoistyczne podejście, chociaż kogoś kto odszedł dla dobra reszty nie można nazwać egoistą. Zainspirowana zostałam pewną osobą, u której ta historia miała inny koniec, a w sumie jeszcze go nie znalazła - wciąż trwa. Zwroty z dużych liter zamierzone, czasami warto coś podkreślić.

sobota, 10 listopada 2012

003. No light, no light

   
___Chciałabym byś został, chciałabym Cię zatrzymać, zamknąć w swoim świecie i nie wypuszczać. Chciałabym abyś zawsze był blisko, budził mnie swoim dotykiem, dzielił się smutkami oraz radościami. Chciałabym śmiać się z Twoich żartów, pomagać rozwiązywać problemy, być zawsze obok. Wspierać Cię, dawać dobre rady, iść przez drogę życia ramię w ramię. Jesteś moim światem, jesteś wszystkim czego mogłabym chcieć, jesteś częścią mnie – może trochę nieświadomie, może nie chciałeś tego, ale to się stało. Nie wiem kiedy, nie wiem w którym momencie mojego życia, ale żyj, bądź, tkwij.
___Nie ma światła, objawienie się nie spełnia, nie ma nas. Nie jestem przygotowana na tą rozmowę, nie wyjawię Ci uczuć. Wszystko jest w mojej głowie, w moim sercu, a Ciebie nie ma. Witaj mój wieczny przyjacielu.

Adnotacja: Takich krótkich jednorazówek, moich osobistych przemyśleń mam mnóstwo. Mam też dłuższe, ale zaczynam od tego co mnie dręczy i nie daje spać.

wtorek, 6 listopada 2012

002. Nad przepaścią




         Stoimy na krawędzi przepaści, szczelnie otuleni ciemną otchłanią. Dookoła zewsząd otacza nas natura, drzewa swym szumem wygrywają melodie, która pomaga nam uspokoić zszargane nerwy. Oddychamy równomiernie, nasza klatka piersiowa unosi się i upada, serce bije swoim, naturalnym rytmem. Upadamy na kolana, drżącą dłonią uderzając w ziemię, raz i drugi, nieustannie, wykrzykując wszystko co leży nam na sercu, popłakujemy cicho. Siadamy, nasze nogi bezwiednie opadają w dół, machamy nimi, pochylamy się. Skaczemy, uciekamy od przeszłości, zatracając się w ciemności. Spadamy  jednocześnie unosząc się nad ziemią, czujemy się wolni, rozkładamy ręce, szybujemy jak ptaki. Wyzbywamy się wszelkich zmartwień. Umieramy. Umieramy ze świadomością, że nikt za nami nie zapłacze. Na naszych twarzach malują się błogie uśmiechy, jesteśmy szczęśliwi. Osiągnęliśmy nasze szczęście, dopiero po śmierci. Kończąc życie w ciągłym stresie, przykrościach i innych nieprzyjemnych rzeczach, sytuacjach - w końcu się śmiejemy. Jest nam dobrze. Umarliśmy, nic po nas nie zostało.

Śmierć jest wiecznym schroniskiem, w którym nic się nie odczuwa. 

Adnotacja: Tak sobie dodam bo mnie męczy, nawet bardziej niż fakt co jest ważniejsze: łyżka czy widelec, a nad ich wyższością nikt nie ma ochoty konwersować, więc muszę sobie sama dać radę i pogadać ze swoim odbiciem o tej jakże ważnej wyższości.

sobota, 3 listopada 2012

001. Nie znasz mnie.

 Jestem odbiciem w lustrze,
bez nadziei, bez szans.

         Stoję obok Ciebie, jestem, żyję - nie widzisz mnie. Patrzysz przed siebie, nie odwracasz się na boki, pewnie pokonujesz dystans krocząc na przód. Podchodzisz do niej, na Twojej twarzy maluje się słodki uśmiech, krzyczę Twoje imię - nie słyszysz mnie. Całujesz ją, obejmujesz w talii, jesteś radosny. Chwytasz ją za dłoń, głośno łkam, szarpię Cię za koszulę - nie czujesz mnie. Odchodzi, trzymając ją za rękę, cieszysz się, śmiejesz w głos. Idziesz, a ja zostaję w tyle, jestem nikim, od kiedy masz ją - nie znasz mnie.

Cały mój świat znika za szkłem, gdy nie ma Ciebie,
Niewiele wart każdy mój dzień, bo nie ma Ciebie.

Adnotacja: Nie znasz mnie powstało pod wpływem chwili. Czasami jest tak, że mamy przyjaciela, który jest mężczyzną, ale on nie będzie z nami wiecznie. Kiedyś musi się zakochać i gdy nadchodzi ten czas; gdy znajduje miłość swojego życia - zostajemy sami. Czasami tracimy kontakt i udajemy, że się nie znamy, mimo iż wiele chwil przeżyliśmy wspólnie.