wtorek, 6 listopada 2012

002. Nad przepaścią




         Stoimy na krawędzi przepaści, szczelnie otuleni ciemną otchłanią. Dookoła zewsząd otacza nas natura, drzewa swym szumem wygrywają melodie, która pomaga nam uspokoić zszargane nerwy. Oddychamy równomiernie, nasza klatka piersiowa unosi się i upada, serce bije swoim, naturalnym rytmem. Upadamy na kolana, drżącą dłonią uderzając w ziemię, raz i drugi, nieustannie, wykrzykując wszystko co leży nam na sercu, popłakujemy cicho. Siadamy, nasze nogi bezwiednie opadają w dół, machamy nimi, pochylamy się. Skaczemy, uciekamy od przeszłości, zatracając się w ciemności. Spadamy  jednocześnie unosząc się nad ziemią, czujemy się wolni, rozkładamy ręce, szybujemy jak ptaki. Wyzbywamy się wszelkich zmartwień. Umieramy. Umieramy ze świadomością, że nikt za nami nie zapłacze. Na naszych twarzach malują się błogie uśmiechy, jesteśmy szczęśliwi. Osiągnęliśmy nasze szczęście, dopiero po śmierci. Kończąc życie w ciągłym stresie, przykrościach i innych nieprzyjemnych rzeczach, sytuacjach - w końcu się śmiejemy. Jest nam dobrze. Umarliśmy, nic po nas nie zostało.

Śmierć jest wiecznym schroniskiem, w którym nic się nie odczuwa. 

Adnotacja: Tak sobie dodam bo mnie męczy, nawet bardziej niż fakt co jest ważniejsze: łyżka czy widelec, a nad ich wyższością nikt nie ma ochoty konwersować, więc muszę sobie sama dać radę i pogadać ze swoim odbiciem o tej jakże ważnej wyższości.

1 komentarz:

  1. Podobają mi się te krótkie historie :) Bardzo mnie nimi zaciekawiłaś i nie wiem co mam jeszcze napisać. Po prostu brak mi słów :)
    Informuj mnie o nowościach na gg 32765106
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń