środa, 18 września 2013

032. To już jest koniec.

Koniec nie zawsze oznacza nowy początek. Koniec to po prostu koniec i nic więcej. Mawiają, że gdy coś się kończy coś innego się zaczyna i generalnie jasne mogę się z tym zgodzić, ale nie w tym przypadku. Kończę coś bo powinnam to zrobić dawno; bo nie czuję już tego; bo nie chcę już przy tym trwać. Wena pojawia się i znika, czasami uda napisać mi się trzy złożone zdania niemające ze sobą wiele wspólnego, czasami zapisuję całą stronę, ale to też nie ma sensu, dlatego czas się rozstać. Miło mi się żyło w tej społeczności i dziękuję za wszelkie kontakty jakie tutaj nawiązałam, kilka osób na pewno nie zapomnę. Oczywiście kończąc pisanie, kończę też czytanie, teraz zostaje mi tylko moje realne życie; moja matura; moje rozterki; słabości, radości i życie towarzyskie oraz szkolne i jest mi z tym kurewsko dobrze. 

Dziękuję za wszytko i pozdrawiam : ).
Zostawiam po sobie tylko skończone opowiadania:

Wojtek, Ramona

Antonin, Antonina

Winiarski, Kubiak, Bartman, Kadziewicz, Wrona, Kosok + skoczek Velta


poniedziałek, 2 września 2013

031. Zawsze można coś zniszczyć.

Wiecie jak to jest kochać kogoś tak bardzo, że to aż boli? Nie wiecie, to dobrze... dobrze dla was, bo ja wiem. Wiecie, znam go już od dawna, kiedyś bawiliśmy się w jednej piaskownicy - budowaliśmy zamki z piasku, naparzaliśmy się łopatkami i sypaliśmy sobie piaskiem w oczy, później siedzieliśmy w jednej ławce - razem ściągaliśmy, wymienialiśmy się sprawdzianami i przeszkadzaliśmy nauczycielom, a następnie szaleliśmy na imprezach w granicach rozsądku, jeszcze później ja siadałam na trybunach zaciskając kciuki, a on latał za mikasą jakby nic innego nie istniało. Zawsze mówił, że jestem jego najwierniejszą fanką - pewnie dlatego, że wydzierałam się jak głupia i potrafiłam się rozpłakać po każdej udanej akcji przeciwnego zespołu. Zawsze też miałam koszulkę z jego nazwiskiem, albo taką którą podarował mi na jakieś urodziny z jego zdjęciem. Wtedy też powiedział, że to jest symbol naszej wiecznej przyjaźni, której nic ani nikt nie rozdzieli, a ja mu wierzyłam - nie dlatego, że powinnam ale dlatego, że chciałam. No i wiecie, ufałam mu jak nikomu innemu; był dla mnie jak brat przynajmniej do kiedy skończyłam dwanaście lat, bo później zakochałam się w nim tak bez powodu i chyba nawet tego nie chciałam, dlatego to ukrywałam. Byłam przekonana, że to uczucie minie szybciej niż się pojawiło, ale się myliłam, gdyż mam prawie trzydzieści lat i nadal darzę go miłością.

Generalnie nieodwzajemnione uczucia bolą, a takie o które nie można walczyć bo to zwyczajnie nie gra roli - bolą podwójnie. No więc żyłam sobie z całym tym moim bólem, nosiłam uśmiech na ustach, a gdy siadałam przy jednym stole z jego rodziną na co dwutygodniowych spotkankach w czwartek wtedy udawałam, że jestem szczęśliwa patrząc na nich i to jak się kochają. Generalnie może i bym o niego walczyła, ale nie mogłam. Chciałam, ale nie mogłam. Chciałam bo po prostu było to moją zachcianką od dawien dawna, ale nie mogłam gdyż on miał żonę i syna, i może gdyby nie syn wpakowałabym się z nim w jakiś romans, ale tu chodziło jeszcze o dziecko; o niewinną istotę, która powinna mieć szczęśliwe dzieciństwo i dwoje nieskłóconych rodziców. Byłam rozdarta, ale wiedziałam co mam, a czego niestety nie mam i nie miałam jego.

On przychodził do mnie zawsze gdy się z nią pokłócił, nie ważne czy chodziło o jego pięciominutowe spóźnienie, zostawienie brudnych skarpetek w sypialni czy zapomnienie o kupieniu kwiatów na rocznicę. Zawsze przychodził do mnie, żalił się, siadał ze mną na szerokim parapecie w salonie i mówił: Zośka przynieś papierosy i płytę. Wtedy spełniałam jego prośbę, leciałam do sypialni po paczkę Djarumów, wkładałam do odtwarzacza płytę Dżemu i milczałam zaciągając się wiśniową fajką i trzymając dłoń na jego ramieniu. Później gdy mijała co najmniej godzina, wstawałam bez słowa i szłam do kuchni piec babeczki czekoladowe, a on przychodził i siadał przy stole po czym uśmiechał się tak, że traciłam zdolności oddechowe, a moje kolana wypełniały się watą i trudno było mi ustać. A gdy już podawałam gotowe wypieki wtedy znowu mówił, że mnie cholernie kocha i naprawdę nie wie co by beze mnie zrobił, a ja chciałam to słyszeć częściej i zaczynałam uciekać w swoje imaginacje. Zmęczony kładł się na mojej kanapie, albo zabierał kluczyki z komody w korytarzu i jechał do domu udobruchać ukochaną, a ja wtedy zostawałam znowu sama.

Kiedyś rozmawialiśmy na temat mojego ubogiego życia miłosnego, ale on nie wiedział, że je blokuje i się nie dowiedział. Generalnie nie miałam ochoty mu o tym wspominać, bo nie było o czym mówić. On nie musiał wszystkiego wiedzieć, a ja nie musiałam mu się spowiadać ze swojego życia towarzyskiego i tego co działo się w mojej sypialni - chociaż szczerze nic się tam nie działo, bo on mi też nie mówił jak kochał się ze swoją żona i jaką pozycję najbardziej preferuje, chociaż to chciałabym akurat o nim wiedzieć, ale dowiedzieć się w teorii a w praktyce to zupełnie odmienna rzecz.

Wiecie kiedyś można mieć dosyć, a ja miałam naprawdę dosyć, gdy jego żona zaprosiła mnie w poniedziałek na ploteczki. Siedziałyśmy razem w kawiarni przy stoliku znajdującym się na świeżym powietrzu i rozmawiałyśmy, a gdy powiedziała, że razem z Miśkiem chcą mieć jeszcze jedno dziecko to mój świat legł w gruzach. I chyba to było tak, że ja żywiłam jeszcze jakieś nadzieje, ale w tym momencie cała ta misterna konstrukcja runęła, moje oczy wypełniły się łzami, a podbródek niebezpiecznie zadrżał. Wzięłam torebkę, rzuciłam na stół banknot dziesięciozłotowy i ruszyłam przed siebie. Poszłam w pizdu, bo nie mogłam tego znieść. Wiecie, Daga i Michał naprawdę byli zajebistą parą, ale ciągle odnosiłam wrażenie, że ja u jego boku będę się lepiej prezentować. 

Przyszedł do mnie wieczorem z butelką wódki i bez pozwolenia wtargnął do mojego salonu
-Zośka przynieś kieliszki, albo nie literatki, będziemy pić! - zawołał po czym runął na kanapę, a ja powędrowałam po naczynia. Wcisnęłam się obok niego i wypiłam pierwszego strzała. Jak zawsze się wykrzywiłam, a on posłał mi zabójczy uśmiech, przygarnął mnie ramieniem - złożył pocałunek na moim czole, a potem zetknęliśmy się ustami, a nasze języki zawirowały w namiętnym tańcu pożądania. I wiecie co? Spędziliśmy razem tę noc, on mówił, że mnie kocha i jestem najlepsza, a ja odpłacałam się tym samym, a rano gdy się obudziłam, leżałam na kanapie przykryta kocem. Na moich ustach pojawił się cholernie wielki uśmiech, przeciągnęłam się i poczułam kilka rozkosznie bolących mięśni, a potem mój wzrok padł na stół, gdzie Michał przykleił różową karteczkę o treści: "Było miło Zośka, zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką, ale kocham Oliego i Dagę i to z nimi tworzę rodzinę. Musimy ochłonąć. W tym sezonie gram w Rosji, jak wrócę do Polski odbudujemy naszą przyjaźń, nie chciałem Cię skrzywdzić. Kocham Cię Aniołku jak siostrę <3". Rozpłakałam się.

Adnotacja: Pisałam to przez całe wakacje, co jakiś czas doklejałam zdanie i udało się. 
Gdyby nie Farben Lehre, Coma, Pearl Jam, Happysad, Luxtorpeda, Led Zeppelin i pewien Pan to by tego nie było. 
Słabe bo słabe musi być, straciłam wene, zawiodłam na tygodniu - jak wróci wena to będę, jak nie to i tak wszystko dokończę!